Ostatni dzień roku 2014. Jutro nastąpią dość poważne zmiany w komunikacji autobusowej na północny wschód od Poznania. Jako, że interesują mnie szczególnie losy gmin znajdujących się w tej lokalizacji, postanowiłam dzisiaj poświęcić część dnia na sfotografowanie ostatnich chwil starego układu komunikacyjnego. Nim jednak ruszyłam w trasę...
Rano okazało się, że auto w nocy przysypał śnieg. Musiałam więc je odśnieżyć. Zacznę jednak od tego, że...
Czerwony nie ma centralnego zamka. Aby otworzyć drzwi od kierowcy lub pasażera (z przodu) należy użyć klucza. Po przekręceniu zamka można go ustawić z powrotem w pozycji wyjściowej, co spowoduje, że po zamknięciu drzwi zostaną one zablokowane. Jednak zawsze, jak otwieram samochód, nie przekręcam zamka ponownie do pozycji wyjściowej, aby właśnie uniknąć tego zablokowania drzwi. Jest to dla mnie o tyle ważne, że w razie, gdybym miała (tfu, tfu!) jakiś wypadek, to ewentualnie ktoś próbujący wydostać mnie z auta nie będzie musiał najpierw wybijać szyby albo rozcinać drzwi, aby się do mnie dostać. No, ale dzisiaj otwierając drzwi jakoś wyjątkowo ustawiłam zamek w jego pierwotnej pozycji. Po otwarciu wsiadłam do auta, ale drzwi nie zamknęłam. Szukałam zmiotki. Przypomniało mi się, że jest ona w bagażniku. Wyciągnęłam ją stamtąd i wróciłam do auta. Aby później nie wsiadać do zimnego samochodu, postanowiłam odpalić Czerwonego. Gdy wysiadłam z niego, stwierdziłam, że nie będę ogrzewać powietrza na całej planecie i zamknęłam drzwi. Gdy tak widziałam, jak zbliżają się one do reszty nadwozia, mój mózg zaczął krzyczeć: "zablokowany zamek, zablokowany zamek!". Niestety, rękę, którą chciałam wcisnąć między drzwi i karoserię, wyciągnęłam za późno. Trach. Drzwi się zamknęły. I tak oto stałam ze zmiotką w ręce obok Czerwonego zamkniętego na wszystkie możliwe sposoby z włączonym silnikiem... Ups! I co teraz?! Na szczęście pamiętałam, że w domu są zapasowe kluczyki. Tylko, że... moje dokumenty, aparat oraz przede wszystkim klucze od domu... też zostały zatrzaśnięte w Czerwonym. Ups! Bogu dzięki, że w domu przebywała jeszcze moja druga połowa. No, to: domofon, sprint na górę i nerwowe szukanie drugich kluczyków. "Kochanie, ale do tego Wartburga nie ma zapasowych kluczyków. Trzeba będzie wybić szybę". "Chyba żartujesz. Przecież jestem przekonana, że były...". I już oczy niemalże zaczęły mi się szklić od łez... "Żartowałem. Są.". W tym momencie wręczona mi została czarna saszetka z kluczykami w środku. Szkoda, że już prawie zawału dostałam... ;) Najśmieszniejsze jest to, że po uspokojeniu się odkryłam, iż w kieszeni kurtki, w którą byłam w tym momencie ubrana, znajdowały się klucze od domu. Bez komentarza. ;)
Nic to. Pobiegłam na dół. Czerwony już wył, bo wszedł na wyższe obroty. Otworzyłam go, przełączyłam na niższe obroty i... uff... Spłynął ze mnie cały stres. Zapasowe kluczyki umieściłam w kurtce - w kieszeni na zamek. Dostałam przykaz, aby je zabrać - tak na w razie coś. ;)
Gdy odśnieżyłam Czerwonego, wsiadłam do niego i pomknęłam do Koziegłów. Chciałam sfotografować tam autobusy na liniach obsługiwanych przez Warbus. Niestety, pojazdy były aż nadto punktualne i dotarłam na miejsce za późno. Ale za to natrafiłam na MANy z Transkomu, których dotychczas nie udało mi się uwiecznić na linii. Zmieniłam więc swoje wcześniejsze plany i pomknęłam do Tuczna. Po drodze zrobiłam sporo zdjęć MANowi na linii 323. Po dotarciu na pętlę w Tucznie, zaparkowałam Czerwonego, a następnie podeszłam do kierowcy. Postanowiłam porozmawiać z nim, aby wytłumaczyć, że nie jestem z ZTM, ani też nie jest to kontrola. Uczyniłam tak, gdyż zaobserwowałam, że od pewnego czasu kierowcy zrobili się wrażliwi w tym temacie. Na szczęście kierowca okazał się sympatycznym człowiekiem. Rozmowa oczywiście zeszła w ostateczności na tematy typowo autobusowo-samochodowe. Pan przyznał nawet, że miał kiedyś Wartburga i bardzo dobrze wspominał ten samochód. :) Ale przyszedł czas odjazdu i trzeba było się pożegnać. Wróciłam do Czerwonego i pojechałam ponownie do Koziegłów (po drodze robiąc jeszcze kilka zdjęć MANa). Tam z kolei chciałam uwiecznić autobusy na linii 70 i 72. Wszak z nastąpieniem 2015 roku miały zostać przenumerowane na: 320 i 322. Gdy zaliczyłam ten punkt programu, udałam się w końcu do Przebędowa. Po drodze oczywiście miałam jeszcze kilka fotostopów, podczas których uwieczniałam liniowe autobusy. Gdy dotarłam do celu okazało się, iż czai się tam już inny miłośnik. Po uzyskaniu od niego informacji, iż na linii 348 jeździ dość ciekawy autobus, postanowiłam zawrócić aż do Promnic. Po zrobieniu zdjęcia zdecydowałam, że wrócę do Poznania i spróbuję sfotografować ten pojazd, jak będzie wracał z Przebędowa. Szkoda tylko, że zapomniałam, że już dłuższy czas temu zmieniono przebieg tej linii. W miejscu, w którym się zatrzymałam, nie miałam szans spotkać tego autobusu... Niestety - uświadomiłam to sobie dopiero po 30 minutach stania w deszczu i przy silnym wietrze... Brr... Dobrze, że w Czerwonym było jeszcze ciepło, dzięki czemu szybko się ogrzałam.
Skoro jednak wróciłam do Poznania, to postanowiłam podjechać do Suchego Lasu. 16 grudnia uruchomiono tam nowy przystanek, więc była to okazja, aby go wreszcie sfotografować. Udało się. :) Pasował mi też przejazd przez Suchy Las o tyle, że właśnie podążałam do Obornik. Tam z kolei chciałam w końcu zapoznać się na żywo z funkcjonującą w tym mieście komunikacją. Dodatkowym wabikiem był znajomy kierowca, który tego dnia miał 'popołudniówkę' na jednej z tamtejszych linii. Liczyłam więc na jakieś ciekawe wieczorne fotostopy na trasie. Efektem jednego z nich jest poniższe zdjęcie (z podziękowaniem dla kierowcy).
Nic to. Pobiegłam na dół. Czerwony już wył, bo wszedł na wyższe obroty. Otworzyłam go, przełączyłam na niższe obroty i... uff... Spłynął ze mnie cały stres. Zapasowe kluczyki umieściłam w kurtce - w kieszeni na zamek. Dostałam przykaz, aby je zabrać - tak na w razie coś. ;)
Gdy odśnieżyłam Czerwonego, wsiadłam do niego i pomknęłam do Koziegłów. Chciałam sfotografować tam autobusy na liniach obsługiwanych przez Warbus. Niestety, pojazdy były aż nadto punktualne i dotarłam na miejsce za późno. Ale za to natrafiłam na MANy z Transkomu, których dotychczas nie udało mi się uwiecznić na linii. Zmieniłam więc swoje wcześniejsze plany i pomknęłam do Tuczna. Po drodze zrobiłam sporo zdjęć MANowi na linii 323. Po dotarciu na pętlę w Tucznie, zaparkowałam Czerwonego, a następnie podeszłam do kierowcy. Postanowiłam porozmawiać z nim, aby wytłumaczyć, że nie jestem z ZTM, ani też nie jest to kontrola. Uczyniłam tak, gdyż zaobserwowałam, że od pewnego czasu kierowcy zrobili się wrażliwi w tym temacie. Na szczęście kierowca okazał się sympatycznym człowiekiem. Rozmowa oczywiście zeszła w ostateczności na tematy typowo autobusowo-samochodowe. Pan przyznał nawet, że miał kiedyś Wartburga i bardzo dobrze wspominał ten samochód. :) Ale przyszedł czas odjazdu i trzeba było się pożegnać. Wróciłam do Czerwonego i pojechałam ponownie do Koziegłów (po drodze robiąc jeszcze kilka zdjęć MANa). Tam z kolei chciałam uwiecznić autobusy na linii 70 i 72. Wszak z nastąpieniem 2015 roku miały zostać przenumerowane na: 320 i 322. Gdy zaliczyłam ten punkt programu, udałam się w końcu do Przebędowa. Po drodze oczywiście miałam jeszcze kilka fotostopów, podczas których uwieczniałam liniowe autobusy. Gdy dotarłam do celu okazało się, iż czai się tam już inny miłośnik. Po uzyskaniu od niego informacji, iż na linii 348 jeździ dość ciekawy autobus, postanowiłam zawrócić aż do Promnic. Po zrobieniu zdjęcia zdecydowałam, że wrócę do Poznania i spróbuję sfotografować ten pojazd, jak będzie wracał z Przebędowa. Szkoda tylko, że zapomniałam, że już dłuższy czas temu zmieniono przebieg tej linii. W miejscu, w którym się zatrzymałam, nie miałam szans spotkać tego autobusu... Niestety - uświadomiłam to sobie dopiero po 30 minutach stania w deszczu i przy silnym wietrze... Brr... Dobrze, że w Czerwonym było jeszcze ciepło, dzięki czemu szybko się ogrzałam.
Skoro jednak wróciłam do Poznania, to postanowiłam podjechać do Suchego Lasu. 16 grudnia uruchomiono tam nowy przystanek, więc była to okazja, aby go wreszcie sfotografować. Udało się. :) Pasował mi też przejazd przez Suchy Las o tyle, że właśnie podążałam do Obornik. Tam z kolei chciałam w końcu zapoznać się na żywo z funkcjonującą w tym mieście komunikacją. Dodatkowym wabikiem był znajomy kierowca, który tego dnia miał 'popołudniówkę' na jednej z tamtejszych linii. Liczyłam więc na jakieś ciekawe wieczorne fotostopy na trasie. Efektem jednego z nich jest poniższe zdjęcie (z podziękowaniem dla kierowcy).
Zdjęcie: 31.12.2014 r., Zielątkowo.
Czerwony zrobił tego dnia 169 km.
Tegoroczne podróże zamknął z wynikiem na liczniku: 85 972 km.
Następnie udałam się w podróż powrotną do Poznania. Po drodze stwierdziłam, że kończy się rok, a jakoś nie znalazłam dotychczas czasu, aby sfotografować jakiś autobus z ZKP Suchy Las na terenie nowego dworca PKS w Poznaniu. Trzeba było więc nadrobić tę zaległość, dzięki czemu powstało to zdjęcie:
W końcu mogłam 'zjechać do zajezdni', czyli po prostu wrócić do domu i w towarzystwie najbliższych przywitać nadchodzący rok 2015. :)
Czerwony zrobił tego dnia 169 km.