wtorek, 5 czerwca 2018

Myszu.

Z racji tego, iż zdarza mi się być w ciekawym miejscu lub uczestniczyć w interesującym wydarzeniu, a nie jestem wówczas w stanie znaleźć jakiegokolwiek powiązania z wartburgowym tematem, na ratunek przychodzi wtedy Myszu. 


Oczywiście nie towarzyszy mi ona zawsze i wszędzie, ale na tyle często jest blisko mnie, iż postanowiłam założyć drugiego bloga. Wiadomo - wielokrotnie Myszu będzie tylko pretekstem do powstania kolejnego wpisu, ale... ona sama również będzie bohaterką poszczególnych postów.

Zapraszam Was do mysiego świata ➺ http://myszuontour.blogspot.com/

niedziela, 3 czerwca 2018

"Najbrzydszy samochód świata".

Gargamel. Kto Jego nie zna? Chyba każdy miłośnik Wartburgów już o Nim słyszał. 😎

Pana Bogdana, bo takie jest Jego imię, miałam okazję poznać osobiście w 2010 r.

W dniach 30.04.-03.05.2010 r. odbywał się w Wiśniowej Górze koło Łodzi Zlot Wartburga De Luxe 2010 ➺ klik. Znalazłam w internecie nawet film z tego zlotu ➺ klik.


Obok Pana Bogdana, Jego Mamy (wówczas myśleliśmy, że to Jego żona 😉) oraz Jego Wartburga, nie można przejść obojętnie. To auto jest tak cudownie brzydkie! 


Klamka od 353 i 1.3 na jednym samochodzie. 


Tablica rejestracyjna przymocowana dwoma drutami. 


Wszechogarniająca rdza i brud...



Oczywiście nie mogło zabraknąć Pani Kazimiery, mamy Pana Bogdana. Tradycyjnie spędzała czas w samochodzie, ale...


...udało mi się sfotografować Ją też poza pojazdem. Przy okazji Pan Bogdan również załapał się na zdjęcie. 😊


Co więcej - Marchewa ma wspólne zdjęcie w Wartburgiem Pana Bogdana!


Z resztą - skoro jestem już przy zdjęciach pojazdów naszej ekipy - to dodam jeszcze kilka 'popełnionych' na powrocie do Poznania. Bardzo lubię te kadry... 😊




Wracając do tematu Wartburga Pana Bogdana... Wtedy patrzyło się na to z politowaniem. Jednak dzisiaj, kiedy znalazłam taką wypowiedź Pana Bogdana: "Człowiek się starzeje, to i samochód się starzeje", inaczej patrzę na Jego pojazd. Zwłaszcza, że jestem po pewnym seansie filmowym...

A zaczęło się niewinnie. Moja druga połowa powiedziała mniej więcej coś takiego: "Kochanie, wybierzemy się do kina? Sądzę, że ten film musisz zobaczyć". Pomyślałam - eee, pewnie znów coś czeskiego. Żeby nie było - bardzo lubię czeskie kino. Ba! To ja zaraziłam nim moją drugą połowę, ale... przesyt nie jest wskazany. Jednak z ciekawości podeszłam, aby na monitorze komputera zobaczyć, co takiego interesującego będą grali... Zobaczyłam tytuł "Najbrzydszy samochód świata" ➺ klik. Hmmm, coś motoryzacyjnego, robi się ciekawie - pomyślałam. "Proszę, pokaż mi opis" - powiedziałam. "Lepiej, jak od razu puszczę Tobie zwiastun". Usiadłam obok i... przeniosłam się do innego świata ➺ klik. Gdy trajler skończył się, rzuciłam szybkie: "To kiedy jest najbliższy seans?". Okazało się, że za ok. 1,5 h. 😁

Charlie Monroe Kino Malta. Punkt 17:00 weszliśmy do sali. Traf chciał, że do mojej ulubionej. Wyobrażacie sobie, że w kinie jest sala na - UWAGA - 13 osób?! Podkreślam - 13! Jak ja mogłabym jej nie lubić? 😂

W sali znajdowała się... jedna osoba. 😁 Tłumy! 😉

Okazało się, że najpierw wyświetlany był film "Ślimaki". W pierwszej chwili pomyślałam, że zaszła jakaś pomyłka. Jednak szybki rzut okiem na bilety sprawił, iż wiedzieliśmy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Teraz nawet cieszę się, że zaliczyliśmy taki gratis, bo wiem już, jaką metodę zastosuję do obrony moich upraw przed ślimakami. ;)

W końcu rozpoczął się wyczekiwany film o Panu Bogdanie i Jego Mamie. Oglądałam go z niezwykłą uwagą. Historia tych ludzi została przedstawiona w bardzo ciekawy sposób. Sporo dowiedziałam się o Nich i ich codziennym życiu, a z racji tego, że przez tyle lat nazbierałam trochę informacji o tych osobach - mogłam dopełnić wreszcie ten obraz.

Był jednak pewien moment w czasie seansu, który sprawił, że prawie wybuchłam śmiechem. Gdyby nie było tej dodatkowej osoby na sali - na pewno bym to uczyniła. Mam na myśli scenę, gdy Pan Bogdan informuje Mamę, że wiezie Ją do Pyzdr, a następnie wjeżdżają na rynek. "To ten budynek jeszcze stoi?" - pyta Pani Kazimiera. W mojej głowie pojawiła się od razu odpowiedź: "Oczywiście, że stoi! Dopiero, co tam byłam i zapewniam, że stoi. Ba! Remontują go". W moich oczach pojawiły się łzy... Łzy szczęścia, wzruszenia. Łzy ze śmiechu.

Tego nie przewidywałam. Wszystkiego mogłabym się spodziewać, ale nie tego, że Pani Kazimiera pochodzi z Pyzdr. Takie rzeczy... zdarzają się tylko w kinie!

Ja, jeżdżąca od kilku lat do Puszczy Pyzdrskiej, nagle wylądowałam na filmie, którego bohaterką jest była mieszkanka Pyzdr. Obie jeździmy Wartburgami. To mi się do teraz w głowie nie mieści!

Ale, że jak?! Mama "Gargamela" pochodzi z Pyzdr? 😂

Ponoć świat jest mały, ale po tym filmie...

Żeby było śmieszniej - niedawno miałam propozycję zrobienia na szybko koszulki z Czerwonym. Przy sobie miałam pendrive'a z kilkoma zdjęciami. O dziwo - znalazły się tam jakieś z Czerwonym. Jedyne sensowne zostały zrobione... podczas wypadu do Puszczy Pyzdrskiej. 😂 Długo się nie zastanawiałam i na przód wybrałam zdjęcie, na którym ustawiłam sobie Czerwonego na tle... Pyzdr. 


Oto i koszulka:


Co ciekawe - Pan Bogdan też był na tej łące ➺ klik.

Polecam także odwiedzenie strony, na której można podziwiać zdjęcia (genialne!), wykonane podczas kręcenia filmu:

część 1 ➺ klik
część 2 ➺ klik
część 3 ➺ klik
i podsumowanie ➺ klik

Tutaj trochę więcej o bohaterach filmu ➺ klik

P.S. Przy okazji przekopywania zasobów Internetu, trafiłam na artykuł o innym, też ciekawym, właścicielu Wartburga:
klik,
klik,
klik.

piątek, 1 czerwca 2018

Bayerische Version Wartburg.

Na blogu zapanowała długa cisza. Spieszę więc z wyjaśnieniami:
1) Nie. Nie znudziło mi się pisanie.
2) Nie sprzedałam, ani nie zezłomowałam Czerwonego.

Najzwyczajniej w świecie wciągnęło mnie zwykłe, codzienne, "szare" życie. Co ciekawe - przez ten cały czas tematów na bloga przybyło tyle, że nawet gdybym chciała je na bieżąco umieszczać, to chyba musiałabym zrezygnować ze snu, aby ze wszystkim się wyrobić. 😉

Poza tym - już drugi raz w historii okres jesienno-zimowy stał się uboższy o przygody Czerwonego. Powód? Odstawiłam mój pojazd do "gawry", aby zapadł w sen zimowy. Coraz bardziej mi go żal. Zrezygnowałam z jego codziennego użytkowania.

Na co dzień poruszam się komunikacją. W sumie - będąc miłośniczką, wypadało by, abym tak robiła, a nie (jak to kiedyś jeden miłośnik napisał) "kontemplowała nad nią".

Nie zrezygnowałam jednak z jazdy samochodem. Co to to, to nie! Kocham jeździć, uwielbiam prowadzić. Nie potrafiłabym w pełni odpuścić tego tematu.

W związku z tym pożyczam od czasu do czasu samochód. Ale jaki! Wszak zastąpienie Czerwonego to nie lada wyzwanie. Los sprawił, że zastępczy samochód ma sporo wspólnego z moim pojazdem. Też ma niemieckie pochodzenie. Pojazdy tej marki można nawet podziwiać na tej samej wystawie w muzeum Wartburga w Eisenach! Mała podpowiedź na poniższym zdjęciu. Nota bene - zrobiłam je w Muzeum Wartburga w Eisenach w 2011 r. :)


Przy okazji - z historią Wartburga i marki, ukrytej na powyższym zdjęciu, nierozerwalnie łączą się także pojazdy marki widocznej na kolejnej fotografii:


Na pierwszym zdjęciu widać fragment BMW, a na drugim - EMW. O EMW rozpiszę się przy innej okazji. Teraz zostańmy tylko przy temacie BMW. Co to ma wspólnego z Czerwonym? Samochody marki BMW, następnie przemianowane na EMW, były produkowane w tej samej fabryce. 😃

Dokładniejsze dane znajdziecie tutaj ➺ klik.

Przekonałam Was już trochę? Nie?! No, to dopełnię to rozwinięciem skrótu, które ostatnio znalazłam w internecie.

BMW, czyli "Bawarski Model Wartburga" (!). 😃

Tak, tak. Zdarza mi się prowadzić 'beemwicę'. Nie ukrywam, że jeżeli chodzi o walory 'jezdne', bardzo odpowiada mi ten samochód. Przy mojej lubości w sprawdzaniu swojego refleksu, to auto spisuje się wybornie. Co prawda nie uważam siebie za wytrawnego kierowcę rajdowego i jeszcze daleko mi do takiego poziomu, ale w miarę możliwości staram się opanowywać technikę jazdy 'tyłonapędem'.

Zgodnie z tradycją - kolejne auto w rodzinie musiało otrzymać jakąś nazwę. Jak to już w zwyczaju dotychczas było - inspiracją był kolor nadwozia. W ten oto sposób 'narodził się' Silver.