sobota, 25 lipca 2015

13-lecie TWB.

Ha ha ha...
Znów przypadek (naprawdę!) sprawił, że liczba 13 dała o sobie znać. Właśnie chciałam zrobić przerywnik w opisywaniu kursu na autobus, aby wspomnieć o 13-leciu TWB, które odbyło się w międzyczasie. Dodam, że ten wpis jest trzynastym w tym roku. ;)

Na imprezę urodzinową TWB wybierałam się od kilku lat. Jednak zawsze wydarzało się coś, co sprawiało, że musiałam z tego rezygnować. Tym razem obiecałam sobie, że choćby się waliło i paliło - muszę jechać! Dodatkowym wabikiem był fakt, że nie dość, iż impreza miała odbyć się z wykorzystaniem Ikarusów, to na dodatek - na Węgrzech. Los próbował i tym razem zatrzymać mnie w domu. Na kilka dni przed wyjazdem przeziębiłam się. Zacisnęłam jednak zęby, spakowałam antybiotyki i ruszyłam w trasę. W końcu obiecałam sobie, że "choćby się waliło i paliło"...

Impreza rozpoczynała się we Wrocławiu. Niestety, tym razem Czerwony nie mógł mi w tym towarzyszyć. Mając świadomość, że auto zostałoby na kilka dni w obcym mieście bez opieki, za bardzo zamartwiałabym się o moją 'czerwoną strzałę'. Pożyczyłam więc inny samochód, którego zdjęć nawet nie ma sensu pokazywać. Tym bardziej, że ich nie zrobiłam, bo szkoda mi było matrycy na takie coś. ;)

Obchody 13-lecia rozpoczęły się w dniu 24 kwietnia 2015 r. Wystartowaliśmy z Wrocławia na pokładzie oficjalnego pojazdu administracji phototrans.eu, czyli Ikarusa 260.32 #3932. Zaliczając po drodze wiele ciekawych fotostopów, na wieczór dotarliśmy do Ózd (Węgry). Tam przenocowaliśmy w bardzo klimatycznym miejscu. W pamięci uczestników na pewno pozostaną biedronki, prysznice oraz kran (przynajmniej ten w moim pokoju ;) ). Na potwierdzenie -> klik.

Na drugi dzień przetransportowaliśmy się do centrum Ózd, aby tam przesiąść się do naszego drugiego imprezowego autobusu, czyli do Ikarusa 280.33 #BHK-483. Spędziliśmy cały dzień na jego pokładzie, wożeni przez węgierskiego kierowcę. I tutaj docieram do meritum sprawy.

Dwukrotnie wspomniałam już na blogu, iż od czasu tej imprezy, zupełnie inaczej podchodzę do tematu jazdy na biegu wstecznym. Co prawda - nigdy nie miałam z tym tematem problemu (mam na to świadków ;) ). Ba! Kiedyś opiszę na blogu przygodę związaną z tym zagadnieniem, która miała miejsce w Białośliwiu - nota bene - z Białym w roli głównej. Jednak jazda samochodem 'troszeczkę' różni się od jazdy autobusem...

To, co wyczyniał węgierski kierowca za kółkiem Ikarusa, napawało we mnie wielki szacunek dla Niego. Tym bardziej, że w tamtym momencie sama stawałam się powoli kierowcą autobusu i coraz lepiej rozumiałam już pewne realia. Postanowiłam więc bacznie obserwować tego człowieka przez cały dzień, aby jak najwięcej się od Niego nauczyć. Jednocześnie w głowie brzmiały mi porady mojego instruktora. Całość złożyła się w bardzo ciekawy obraz. Byłam zafascynowana! Żałuję tylko, że dopiero na koniec imprezy pomyślałam o nagraniu filmów. Oto jeden z przykładów cofania wykonanego przez tego kierowcę -> klik. Obejrzałam ten filmik chyba ze sto razy. Przyglądałam się, jak kierowca ustawia przednią oś. Później wypróbowałam kilka z tych trików na placu manewrowym. Co prawda uczyłam się na krótszym autobusie i na dodatek - bez przegubu, jednak pewne zasady są wspólne. Efekty? Piorunujące! Moje manewrowanie zdecydowanie się polepszyło!

Z resztą nie tylko umiejętności tego kierowcy zrobiły na mnie wrażenie. Nasi polscy kierowcy też dawali radę! Podziwiałam, jak radzą sobie z pokonywaniem serpentyn w górach, czy też z parkowaniem na wstecznym koło miejsca noclegowego. Chętnie też podchodziłam do przodu, aby podglądnąć, w jaki sposób przekładają kierownicę. Nie należę do kobiet, które krzyżują ręce przy skręcie kierownicą, jednak po obejrzeniu pewnego filmiku w Internecie, postanowiłam ulepszyć swoją technikę. Ten wyjazd pozwolił mi sprawdzić, czy zawodowi kierowcy też tak postępują. Teraz już wiem, że filmik, który znalazłam, był bardzo przydatny. :)

Moment, moment. Trochę się zagalopowałam w opisie, a jeszcze nic o Wartburgu sensownego nie było. ;) Czerwony, pomimo, iż został w Polsce, oczywiście nie pozwolił o sobie zapomnieć. Zanim przesiedliśmy się do Ikarusa 280.33 #BHK-483, podjechaliśmy do sklepu, aby zrobić zakupy. Ponieważ ja nie miałam takiej potrzeby, postanowiłam w inny sposób spożytkować wolny czas. Przeszłam się po okolicy, aby zrobić kilka zdjęć. W pewnej chwili wśród samochodów zauważyłam jego. Czerwony! Ledwo zdążyłam zrobić foto, bo jeszcze ambitnie szukałam lokalizacji zgodnej z oświetleniem. Ach, te TWB-owskie nawyki. ;) No, ale - udało się! Co prawda do mojego Czerwonego się on nie umywa :P, ale jakże miło było zobaczyć takie autko.


Wracając do tematu imprezy urodzinowej. Do Polski wróciliśmy 26 kwietnia 2014 r. nad ranem. We Wrocławiu przesiadłam się do samochodu i pognałam w stronę Poznania. Po drodze zatrzymała mnie jeszcze jedna rzecz. Otóż wielokrotnie podróżując na tej trasie, obserwowałam autobusy, które stoją w jednej z wiosek. Zawsze obiecałam sobie, że następnym razem to już na 10000% zatrzymam się tam, aby zrobić im zdjęcia. Jednak jakoś w ostateczności potrzeba szybkiego powrotu do domu zwyciężała i zdjęcia nie powstawały. Aż do tamtego dnia. Gdy wjechałam do wsi, mój wzrok od razu wyłapał miły dla oka widok. Najpierw byłam obojętna na wdzięki tego autobusu. W głowie pojawiła się jednak burza myśli - jechać dalej, nie jechać? Gdy połączyłam ze sobą pewne fakty, wiedziałam już na pewno, że bez zdjęć tym razem do domu wrócić nie mogę. Malowanie a'la sucholeskie ostatecznie mnie przekonało. ;) Na szczęście decyzję podjęłam na końcu wsi i mogłam jeszcze skręcić w ostatnią uliczkę, którą intuicyjnie, udało mi się wrócić do tego miejsca. :)

Dlaczego o tym wspominam? Temat tych autobusów wywołał dyskusję na temat posiadania własnego autobusu. Cóż - w mojej głowie taki pomysł kiełkował już od dawna, a od czasu moich urodzin -> klik, pragnienie posiadania takiego pojazdu wzrosło jeszcze bardziej. Ale o tym napiszę przy innej okazji...

Nie zmienia to jednak faktu, iż była to najlepsza impreza komunikacyjna, w jakiej udało mi się uczestniczyć. Wspaniała ekipa, ciekawe autobusy, piękne plenery, super klimat. Bardzo się cieszę, że mogłam w tym wziąć udział i przywieźć ze sobą tyle ciekawych emocji. :)
Zapraszam też do zapoznania się z fotorelacją z imprezy 13 lat phototrans.eu

Bednary.

Ciąg dalszy tego wpisu -> klik.

Następne dni kursu upływały na nauce kolejnych manewrów i jeździe w ruchu miejskim. Manewry dość szybko opanowałam. Najbardziej byłam zaskoczona, gdy przy pierwszej próbie parkowania tyłem udało mi się to zrobić niemalże idealnie. Na dowód załączam poniższe zdjęcia:



Oczywiście miałam też i gorsze dni. Zdarzało się wówczas przewrócić pachołek (zrobiłam to 2-3 razy) lub najechać na krawężnik podczas jazdy po mieście. Starałam się jednak tym nie zrażać i dalej wytrwale ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć...
Mając jednak wiedzę, że zrobienie samego prawa jazdy nie będzie mnie upoważniało do przewożenia pasażerów, jednocześnie rozpoczęłam kurs kwalifikacji wstępnej. Uczyłam się więc dniami i nocami - wszak musiałam przyswoić sporą ilość teorii.
À propos kwalifikacji. W ramach tego kursu czekało mnie zaliczenie zajęć z doskonalenia techniki jazdy. Odbywają się one w Bednarach, tak więc Czerwony znów miał swoje 5 minut. Wszak musiałam tam jakoś dojechać. ;)
Zazwyczaj zajęcia odbywają się na specjalnej macie poślizgowej. Aby zobrazować, o co mniej więcej chodzi, podlinkowuję filmiki znalezione w Internecie:
1) link 1
2) link 2 
3) link 3 
Od razu dodam, że podlinkowanie tych filmików nie ma na celu lokowania produktów. ;)

Wracając do mojego kursu. Niestety, nie było mi dane porobić 'bączków' autobusem na macie. Musiałam zadowolić się symulatorem jazdy. No, ale - przynajmniej miałam okazję wirtualnie poprowadzić TIRa. :)
Zajęcia były ciekawe. Niezwykle uświadamiają człowiekowi, jak ważny jest każdy ruch wykonany w kryzysowej sytuacji na drodze. Przy okazji dowiedziałam się, że mój czas reakcji jest naprawdę niezły. To podbudowujące - oznacza, że jeszcze się nie starzeję i mam bystry umysł. ;) Żal mi tylko łosia (oczywiście wirtualnego), który poległ. Jednak Pan prowadzący zajęcia pocieszył mnie, że ma ich całe stado. ;)
Podczas mojej wizyty w Bednarach odbywała się jakaś impreza motoryzacyjna, stąd na zdjęciach, oprócz Czerwonego, widać kilka ciekawych pojazdów.



W drodze powrotnej do domu postanowiłam poćwiczyć kilka trików, które zapamiętałam z zajęć. Mogłam sobie na to pozwolić, ponieważ znałam drogę oraz panujący na niej ruch. Nie powiem - wykonanie hamowania awaryjnego w realu robi wrażenie. Tym bardziej, że Czerwony ma naprawdę dobre hamulce...
Egzamin z kwalifikacji zdałam za pierwszym podejściem jeszcze przed egzaminem na prawo jazdy.

czwartek, 9 lipca 2015

"Zmień wóz na bus".

Czas najwyższy napisać, co też mnie tak pochłaniało przez ostatnie miesiące, iż nie mogłam znaleźć czasu na prowadzenie bloga...

Zacznę od wyjaśnienia tytułu dzisiejszego wpisu. Otóż hasło: "zmień wóz na bus" promowało swego czasu komunikację w Poznaniu. Graficznie prezentowało się ono tak -> klik. Akcja miała na celu zachęcić kierowców samochodów, aby pozostawili swoje auta w garażach i podróżowali po mieście z wykorzystaniem autobusów/tramwajów.

Jak użytkownik samochodu osobowego, postanowiłam dosłownie dostosować się do tego hasła  i jednocześnie spełnić swoje największe marzenie. Było nim zrobienie prawa jazdy kategorii D, czyli na autobus. Tak więc z Czerwonego przesiadłam się do autobusu. :)

Swoją przygodę z tym tematem zaczęłam oczywiście od zapisania się na kurs. Po zaliczeniu części teoretycznej, mogłam w końcu wsiąść za kółko autobusu. Ale nie byle jakiego!

W tym miejscu muszę wtrącić krótką historię. W czasie studiów, gdy podążałam z jednych zajęć na drugie, często poruszałam się w pobliżu ulic, na których spotykałam czasami autobus na nauce jazdy. Miałam jednak zawsze sporego pecha, gdy próbowałam go sfotografować. A to samochód wjechał w kadr, a to autobus był za daleko lub skręcił nie w tę drogę, która by mi pasowała, itd. Jednak któregoś razu udało mi się go w miarę dobrze uwiecznić:


Był to rok 2008. Już w tedy w głowie kiełkowała mi myśl, aby kiedyś samej spróbować swoich sił za kółkiem takiego pojazdu. Przyznam jednak, że pomijając fakt, iż nie było mnie wtedy stać na kurs, ani nie czułam się jeszcze psychicznie gotowa do takiego wyzwania, odwlekałam to w czasie. Poza tym - jakoś 'poczułam miętę' do tego Ośrodka Szkolenia Kierowców, ale... nie podobał mi się pojazd, który oferowali do nauki. :D

Minęło kilka lat. W tym czasie oszczędzając zarobione złotówki oraz hartując swój charakter - doszłam do wniosku, że "nadejszła wiekopomna chwila", aby wreszcie to zrobić. Dodatkowo do działania zmotywował mnie fakt, iż w tym roku moje prawo jazy kategorii B obchodzi swoje 13-lecie (o moim powiązaniu z liczbą 13 napisałam już tutaj -> klik.). Poza tym to miał być prezent od samej siebie z okazji 30-tych urodzin. :)

No i traf chciał, że w zeszłym roku 'mój' OSK zmienił autobus. Jak zobaczyłam, co kupili, to oniemiałam... Uznałam to za znak, przeznaczenie, cokolwiek. Wiedziałam, jedno - muszę to zrobić!
Co prawda przed ostatecznym podjęciem decyzji wypytałam tu i ówdzie o inne ośrodki szkolenia kierowców. Sprawdziłam też ich zdawalność na stronie UM Poznań -> klik. Nie miałam wtedy już żadnych wątpliwości. Moja intuicja od lat dobrze mi podpowiadała i postanowiłam jej posłuchać. :)

Wracając do autobusu. Tym nowym pojazdem okazał się biało-czerwony MAN. No właśnie - nie przypomina Wam to czegoś? Oczywiście, że tak. Wszak tak wygląda początkowy opis autobusu mojego ukochanego przewoźnika! :D

Pierwszy raz za kółko tego MANa wsiadłam w dniu 07 marca 2015 r. Zanim jednak rozpoczęłam zajęcia, odbyłam małą sesję zdjęciową z Czerwonym. Oto jej efekty:



Gdy wsiadłam do autobusu, musiałam poczekać, aż się on napompuje. W tym czasie popełniłam jeszcze takie zdjęcie:


Za szybą widać Czerwonego, którego zaparkowałam z obowiązującymi na tym parkingu standardami. ;) Wtedy jeszcze nie widziałam, że jazda na wstecznym za jakiś czas nabierze głębszego sensu, ale o tym napiszę przy innej okazji. :)

Po krótkim 'wywiadzie środowiskowym' instruktor uznał, że jednak to on zawiezie mnie na plac manewrowy, choć widziałam, że mocno korciło go, abym sama tego spróbowała. Gdy dotarliśmy na plac i zostały mi objaśnione różne zasady - rozpoczęłam ćwiczenia od jazdy po łuku. Nie pamiętam, czy wtedy uczyłam się jakiegoś jeszcze manewru, choć co mi świta, że próbowałam też swoich sił przy parkowaniu skośnym. Nadszedł w końcu moment, aby opuścić plac. Instruktor postanowił wywieźć nas stąd osobiście, bo na trasie było utrudnienie, które faktycznie dla kogoś początkującego mogłoby być zbyt problematyczne. Gdy jednak znaleźliśmy się już na normalnej ulicy, padło pytanie: "chce Pani spróbować?". Odpowiedziałam, że: "nie mnie to oceniać, ale jeżeli Pan uważa, że dam radę, to czemu nie...". Mówiąc to moje nogi momentalnie zrobiły mi się gumowe, a ręce trzęsły, jakby były z galarety. Stres zrobił swoje. ;) No, ale decyzja była błyskawiczna. Zamieniliśmy się miejscami! Szok! A dodam, że byliśmy w okolicy ulicy Golęcińskiej i chwilę później musiałam nią pomknąć poprzez słynne ostre zakręty. Ten, kto zna ten odcinek, wie, że to jest naprawdę trudne do pokonania miejsce - zwłaszcza pojazdem o większych gabarytach. A jednak dałam radę! Byłam dumna z siebie. No i od tego momentu nie było już zajęć, na których instruktor mnie woził. ;)

Jak wróciłam z zajęć - ponownie zaliczyłam sesję foto z Czerwonym, aby pokazać, że autobus przeżył pierwsze spotkanie ze mną. ;)

Cdn. :)