środa, 16 marca 2016

"Góralu, czy Ci nie żal..."

Tak mnie jakoś ostatnio naszło na sentymenty, wspomnienia z dzieciństwa, itp. Postanowiłam więc poświęcić jedną sobotę na wycieczkę śladami mojego dzieciństwa. Na pierwszy ogień pojechałam zaliczyć... 'shoping'. Spokojnie. Nie mam na myśli biegania z koszykiem po jakimś centrum handlowym. Choć do centrum się wybrałam. Używając tego określenia mam jednak na myśli środek miasta. :)

Zaparkowałam Czerwonego i udałam się pieszo w okolice Okrąglaka. Dlaczego tam? Chyba każdy Poznaniak wie, że jeżeli potrzebuje kupić coś od prawdziwego górala, to musi wybrać się właśnie w to miejsce. Co prawda, Pani, u której robiłam teraz zakupy pochodzi z Nowego Targu (niektórzy uważają, że tam nie mieszkają prawdziwi górale), ale mi to w niczym nie przeszkadzało. Znałam ją od lat. Po chwili rozmowy Pani uświadomiła mi, że ten interes prowadzi już tutaj od 40 lat! Jakoś ta informacja sprawiła, że poczułam się staro. Wszak - ja te stragany kojarzę z czasów, kiedy byłam dzieckiem, czyli od jakiś 20 lat...

Postanowiłam kupić góralskie kapcie. Miałam takie, jak byłam jeszcze małą dziewczynką. Od lat zbierałam się, aby znów sobie takie kupić, jednak jakoś czasu brakowało. Gdy wróciłam z zakupów, postanowiłam je sfotografować, aby mieć pamiątkę, gdy znów mnie na sentymenty weźmie. ;)

05.03.2016 r., Poznań, ul. Libelta.


Teraz zima mi niestraszna! :)


Następnie zabrałam Czerwonego w miejsce, które odkryłam kilka lat temu. Niedawno zabrałam tutaj rowerzystów, bo okazało się, że większość z nich nie miała pojęcia o jego istnieniu. Cóż mam na myśli? Chodzi o tor saneczkowy na Cytadeli. Jeden naszych rowerzystów był na tyle odważny, iż postanowił tędy zjechać. Grupa nie chciała być gorsza i ruszyła w pogoń za nim. Nie wiem jakim cudem - też dałam się w to wciągnąć. Wrażenia? Niezapomniane! :)

Tor obchodzi w tym roku 45-lecie istnienia. W trakcie budowy wyglądał tak -> klik.
W tle widać kawiarenkę, która dawniej prezentowała się w ten sposób -> klik.
Zimą faktycznie można tutaj śmigać na sankach (osobiście nigdy z niego nie korzystałam, ale jeszcze wszystko przede mną) -> klik.
À propos rowerów i tego toru - w 2011 r. doszło tutaj do tragicznego wypadku -> klik.  Nam się na szczęście udało zjechać bez uszczerbku na zdrowiu.


Tutaj widać ciąg dalszy toru. W dole widać ul. Szelągowską. Natomiast komin w tle należy do elektrociepłowni Poznań Garbary EC-I.


A skoro już 'zahaczyłam' o Cytadelę, to przypomniało mi się, że 'za dzieciaka' podziwiałam gwiazdę znajdująca się na szczycie tego pomnika:


Gwiazdę później zdjęto i słyszałam o niej różne legendy, ale ja o tym symbolu nie zapomniałam. Z resztą sami poczytajcie -> klik.

Podjechałam w jeszcze jedno miejsce znajdujące się przy Cytadeli. Ono z kolei kojarzy mi się... z nauką jazdy. Jednak nie z moimi kursami. Po prostu jest tutaj wzniesienie, na którym niejednokrotnie obserwowałam kursantów zmagających się z ruszaniem z ręcznego.



Następnie pojechałam odwiedzić rejony nad rzeką Wartą, o których ostatnio się sporo rozpisywałam. Tak mi się tam ostatnio spodobało i przy okazji przypomniało mi się, że znam tam od lat jeszcze kilka pięknych miejsc. Najpierw planowałam pojechać inną uliczką, ale coś mnie podkusiło, aby skręcić wcześniej. Coś mi podpowiadało, że może spotkam jakiś ciekawy samochód, Liczyłam na Trabanta, ale... Przejechałam kilkaset metrów i jak zauważyłam pewien obiekt, to aż głośno krzyknęłam: "O ku...". No, wiecie co. ;)

Jednak chyba jestem za to rozgrzeszona, prawda? Wszak, nie często spotyka się... Tarpana! I to z liczbą "13" w numerze rejestracyjnym! :D


Dla niewtajemniczonych - samochody te były produkowane w Poznaniu. W zeszłym roku w Szreniawie koło Poznania utworzono muzeum Tarpana. Robiąc zdjęcia, zastanawiałam się nawet, czy nie spotkałam jednego z eksponatów. Jednak na razie nie udało mi się tego ustalić.


W końcu dotarłam do obranego na ten dzień celu. Poniżej prezentuję Wam fragment Nadwarciańskiego Szlaku Rowerowego. Przyjechałam tutaj specjalnie, aby zrobić zdjęcia z tymi wierzbami. Dodam, że uwielbiam tędy wracać z moich rowerowych wojaży.


 

 

Robiąc poniższe zdjęcie musiałam uzbroić się w cierpliwość. Chwilę wcześniej jakiś Pan zatrzymał się idealnie w obranym przeze mnie kadrze i... zrobił telefonem małą sesję fotograficzną. Upatrzonym przez niego obiektem był... Czerwony. Kilka minut później ów Pan podszedł do mnie i zapytał o samochód. Ocenił, że Czerwony jest w niezłym stanie, ale jednocześnie sądził, że zaparkowałam go tak, bo się pewnie popsuł i czekam na pomoc. Niezwłocznie wyprowadziłam go z błędu.

 

Postanowiłam też pokazać Wam kolejny tunel. Przebiega on pod linią kolejową, która kilkaset metrów dalej przebiega po estakadzie kolejowej, którą zaprezentowałam wcześniej -> klik.
Podobną konstrukcję prezentowałam już w tym wpisie -> klik.



Przy okazji tej wyprawy odkryłam ciekawe miejsce. Co, jak co, ale na zlocie przyczep kempingowych jeszcze nie byłam. ;) Niewiadów - rulez! ;)

 

Odkryłam niedawno, że Czerwony znów miał swoje 5 minut w mediach. Tym razem został uwieczniony na parkingu. Jego zdjęcie zostało zaprezentowane na forum Syreniarzy -> klik. Wpis z: 2016-02-17, 10:06.

Przypomniało mi to, że od dłuższego czasu wybierałam się w miejsce, gdzie od lat stały Syreny. Obecnie stacjonuje tam tylko jedna, ale Czerwony postanowił ją odwiedzić. :)

 

Co ciekawe - już w 2007 r. udało mi się tutaj sfotografować tę Syrenę. I to w jakim towarzystwie! Z resztą sami zobaczcie:
03.04.2007 r., Poznań.


Na koniec tej relacji prezentuję jeszcze zdjęcie (zrobione tuż obok) z rozrośniętą robinią akacjową. Bardzo lubię te rośliny, jako motywy moich zdjęć. :)
















Czułam, że tego dnia po raz ostatni będę miała okazję do zrobienia jakiejś większej wycieczki z Czerwonym. Stąd też pozaliczałam prawie wszystkie miejsca, do których wybierałam się od dłuższego czasu, aby uwiecznić tam Czerwonego. Moje przeczucia się sprawdziły. Zapadła decyzja. Na dłuższy czas żegnam się z moim czerwonym towarzyszem. Jednak nie obawiajcie się. Bloga nie zamykam. Co prawda - nie będę relacjonować bieżących wycieczek (chyba, że spotkam na nich inne Wartburgi), ale przecież mam do opisania chociażby zloty w Eisenach, czy też wyjazdy do Puszczy Pyzdrskiej. Może i dobrze, że to się teraz zdarzyło? Jest szansa, że w końcu znajdę chwilę czasu na 'przekopanie' archiwum. :)

A co się stało z Czerwonym? Spokojnie. Jeszcze o tym napiszę za jakiś czas. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz