sobota, 27 lutego 2016

Kontemplacja.

Byłam dzisiaj na spektaklu pt. "Seks dla opornych". Słyszałam o nim sporo. Wiele osób polecało. Postanowiłam więc wybrać się osobiście i sama ocenić. Zapakowałam się do Czerwonego i pognałam do Suchego Lasu (spektakl zaprezentowano na scenie tutejszego Centrum Kultury).

Przyznaję, że nie zagłębiłam się wcześniej w tematykę. Poszłam na tzw. żywioł. Wystarczy fakt, że spektakl był tutaj wystawiany po raz 31. (hihi - odwrotność liczby 13)!

Gdy pojawiłam się w Centrum Kultury, publiczność już zajęła większość miejsc. Nie miałam więc żadnych szans, aby usiąść gdzieś z przodu. Zajęłam więc miejsce z tyłu. Sala zapełniła się po brzegi. Zgasło światło. Spektakl się rozpoczął. Historia przedstawiona na scenie opowiadała o małżeństwie z 25-letnim stażem, w które wkradła się już rutyna, codzienność, szarość. Alice, żona Henry'ego, postanowiła ożywić związek. W tym celu wynajęła pokój w luksusowym hotelu i zaprosiła do niego swojego męża. Tam, ślęcząc nad poradnikiem "Seks dla opornych", oboje próbowali zrozumieć sens tego, po co tam się spotkali. Wiele sytuacji było okraszonych żartem, który miał ukryte drugie dno. Wybuchaliśmy śmiechem. Było zabawnie, momentami aż do łez. Więcej szczegółów nie opiszę, aby nie odbierać przyjemności tym, którzy postanowią wybrać się na to przedstawienie.

Muszę jednak przyznać, że wiele dialogów uderzało w czułe miejsca. Zastanawiałam się, ile osób ze zgromadzonych na sali, weźmie sobie do serca usłyszane słowa.

Skąd przemyślenia u mnie? Pomijając moje różne miłosne historie, ostatnimi czasy sporo słucham opowieści moich znajomych/przyjaciół/rodziny. Gdzie człowiek się nie obejrzy to zdrady/rozwody/rozstania. Co jest tego przyczyną? Trudno to ująć w jedno zdanie. Uważam, że najczęstszym problemem jest... nieumiejętność szczerej rozmowy z drugą połową. Brak rozmowy powoduje nierozwiązywanie problemów na bieżąco. To z kolei doprowadza do nawarstwienia spraw. Nie rozmawia się też o swoich pragnieniach, bądź nie egzekwuje się ich. Gdy człowiek w końcu to pojmuje, jest już za późno. Wszystko się rozpada... Ten problem też został poruszony w spektaklu.

Kolejną kwestią jest pogoń za dobrami materialnymi. Szukamy dobrej pracy, zarabiamy górę pieniędzy i co? I któregoś dnia budzimy się i ze zdziwieniem stwierdzamy, że nie znamy naszych najbliższych. Nie znamy ich potrzeb. Tak bardzo byliśmy skupieni na gromadzeniu majątku, że nie mieliśmy czasu dla najbliższych. To z kolei sprawiło, że z nimi nie rozmawialiśmy, czyli... wracamy do tego, co poruszyłam w poprzednim akapicie. Zagadnienie to również zostało przedstawione w historii o Alice i Henry'm.

Z kolei, dodając to już od siebie, mogę napisać, że warto też zwrócić uwagę, spod jakiego znaku zodiaku jest nasza druga połowa. Przyznam, że nie wierzyłam wcześniej w horoskopy. Jeśli już, to wyznawałam 'kult' magii imion. Polega on na tym, że uważa się, iż osobę o danym imieniu określają konkretne cechu charakteru. Mam nawet książkę, która przybliża ten temat.

Jednak w wyniku rozmów z kilkoma osobami i dokonaniu wielu obserwacji, doszłam do wniosku, że coś w tych horoskopach jest. To mi pomogło lepiej zrozumieć samą siebie. Niestety jestem zodiakalnym Strzelcem. Dlaczego niestety? Mój znak narzuca mi cechy, które mnie samą czasami denerwują. Z drugiej strony - co ja za to mogę, że gwiazdy tak mną kierują? ;) Sami poczytajcie -> klik. Nie raz wspominałam Wam, że miałam szczęście, iż przytrafiła mi się jakaś przygoda? Prawda? Uwielbiam przestrzenie - dlatego wolę fotografować autobusy poza miastem, niż w jego centrum. Uwielbiam jazdę na rowerze. Najlepiej poza miastem. ;) To z kolei dowód na to, że kocham wolność. Jeśli jesteście wrażliwi - lepiej nie pytajcie mnie o moje zdanie. Walę prosto z mostu, co sądzę na dany temat. I naprawdę nie wiem, dlaczego sugeruje się, że byłabym dobrym instruktorem samochodowym, bądź podróżnikiem. Hhmm... czy ja lubię odpoczywać aktywnie? Dobrze - to było pytanie retoryczne. ;) Rozbawił mnie też fragment o wyścigach samochodowych, jeździe konnej i strzelaniu. Wszystkiego już z tej listy w życiu spróbowałam. :D Zgadzam się z 95 % opisu, który znajdziecie w podlinkowanej stronie. Podobnie z resztą jak tutaj -> klik.
"Strzelce są zdolne do autoinspiracji i automotywacji". Czy ten fragment muszę w ogóle komentować? :D
Zgodnie z horoskopem najłatwiej dogaduję się z: Baranem, Lwem, Wagą, i Wodnikiem. I wiecie co? To jest święta prawda! Najlepszym tego dowodem są... moi Rodzice. ;) Jednak swoje zdanie w tej sprawie opieram też na obserwacji większej grupy osób spod tych znaków.

Wracając do tematu zwracania uwagi na łączenie się w parę z osobą z 'odpowiedniego' znaku zodiaku, warto kliknąć tutaj -> klik.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie dopasowanie nie gwarantuje udanego związku. Wszak na naszą osobowość składa się tysiące innych rzeczy. Jednak mając choć ogólną wiedzę o cechach zodiakalnych, można łatwiej zrozumieć drugą osobę. Ostatnio spotkałam kilka osób, które wykazują 95% cech swojego znaku zodiaku. Jest mi teraz łatwiej zrozumieć (choć nie oznacza to, że zgadzam się z nim) ich światopogląd, wiedząc jaki znak ich reprezentuje. To jest niesamowite!

To się rozpisałam na zupełnie inny temat... Autoinspiracja, tak? ;) Wracając do tematu spektaklu i łącząc go z podlinkowanymi stronami, podaję ciasteczko chińskie na dzisiaj: "Żadna ziemska rozkosz, ani szczęście w niebie nie jest warte nawet szesnastej części szczęścia, które daje zniweczenie pragnień".

Wyszłam naładowana takimi emocjami, iż czułam, że muszę to jakoś odreagować. Burza myśli, tysiące wspomnień, pytań kłębiących się w głowie. Najpierw podjechałam w miejsce, które jest swoistym połączeniem moich dwóch światów (kolejna cecha Strzelców ;) ). Dotychczas nie przepadałam za tą ulicą. Jest ona wykorzystywana przy okazji rajdów rowerowych (przebiega tędy żółty szlak). Jednak ja prawie zawsze wolałam korzystać z równoległej ul. Stróżyńskiego. Powód? Na tej drugiej jest asfalt. Ciągle gdzieś mi śpieszno, więc skorzystanie z lepszej nawierzchni jest w takich sytuacjach w pełni uzasadnione. Ale... od dłuższego czasu stwierdzam, że chyba się starzeję. Spowalniam. Nie mam ochoty się spieszyć. Bo i po co? Życie jest tylko jedno. Krótkie. Warto się nim nacieszyć. Powoduje to, że coraz częściej wybieram drogi gruntowe. Dzięki temu docieram do malowniczych miejsc, mam czas na refleksję. Jedną z takich dróg stała się dla mnie ul. Deszczowa. Choć w całości znajduje się na terenie Poznania, to jednak dla mnie jest ona łącznikiem między tym miastem a Suchym Lasem. Przyjechałam więc tutaj Czerwonym, aby porozmyślać chwilę o tych moich dwóch światach. Było ciemno. Mój szerokokątny obiektyw nadal jest naprawiany, więc zdjęcie mogłam zrobić jedynie telefonem. Światła, które widać w tle to bloki i latarnie na Piątkowie. Przód Czerwonego został oświetlony przez inny samochód, który właśnie pokonywał skrzyżowanie znajdujące się za mną.


Poznań, ul. Deszczowa.

Jednak tych medytacji było mi mało. Do tego czułam, że tak jakoś wewnętrznie roznosi mnie energia. Znałam już to uczucie i wiedziałam, jak mogę sobie z nim poradzić. Wsiadłam więc do Czerwonego, uruchomiłam silnik i pojechałam dalej. Przez Morasko, Naramowice, Zawady i Rataje pognałam do... Kórnika. Dlaczego tam? Między nim a Poznaniem znajduje się droga ekspresowa. Uwielbiam ją pokonywać. Pozwala ona na podróż z większą prędkością. Jednocześnie nie jest tak nudna, jak autostrada. Górki, dolinki, zakręty... Noga szybko zaczyna ciążyć na pedale gazu... Człowiek nawet nie zauważa, kiedy pokonuje te ok. 20 km. Dopiero wjazd do Kórnika otrzeźwia nieco umysł. Wszak w mieście trzeba zwolnić do 50 km/h. Tym bardziej, że na samym wjeździe do miasta znajduje się komenda Policji. ;)

Podjechałam na rynek, aby zrobić zdjęcie z ratuszem w tle. Specjalnie zaparkowałam tak, żeby lampa zamontowana w ziemi oświetliła przód Czerwonego. Po tej małej sesji... po prostu wsiadłam do samochodu i pognałam w drogę powrotną. Gdy tak pędziłam ekspresówką, nagle w lusterku wstecznym zauważyłam jakiś niesamowicie szybko zbliżający się pojazd? UFO? Nie. Może Policja mnie goni? Nie. Jednak obiekt na tyle mnie wystraszył, że profilaktycznie zwolniłam. Chwyciłam kierownicę mocno w ręce i czekałam... Przygotowałam się w ten sposób, bo czułam, że pęd powietrza, który się wytworzy podczas wyprzedzania mnie, może zachwiać mój tor jazdy. I nagle... świssssssssssssssssst. Zatrzęsło Czerwonym. Na szczęście nie zmiotło mnie z mojego pasa. Nawet nie zdążyłam spojrzeć, jakiej marki był tamten samochód. Mogę jedynie podać, że jechał spokojnie z 250 km/h. :-O Chwilę później widziałam, jak mrugając 'długimi' światłami, dał do zrozumienia innym użytkownikom drogi, że "mają spływać". Ja zwolniłam jeszcze bardziej. Nie wystraszyłam się. Po prostu znów pomyślałam, że po co my wszyscy w tym życiu tak pędzimy?

Kórnik, rynek.

piątek, 26 lutego 2016

Pociąg.

Tytuł wpisu dedykuję Marcinowi, który kiedyś nagrał niezwykle poruszający film o pociągu. Od tamtego czasu wyraz "pociąg" nabrał bardziej kontemplacyjnego znaczenia. ;)

No, dobrze, a co Czerwony ma wspólnego z pociągiem? Dowiecie się, jak przeczytacie opis mojej kolejnej wyprawy. Jednak najpierw cofnę się nieco w czasie.

Od wielu lat przyglądałam się temu pojazdowi. Od wielu lat stał w tym samym miejscu. Nigdy nie widziałam go w ruchu, aż... Dokładnie na dzień przed moim egzaminem na prawo jazdy kat. D zobaczyłam go. W ruchu! Po ręką miałam tylko telefon, więc zdjęcie jest mało wybitne, ale jakie to ma w tym momencie znaczenie? Dobrze, że akurat trafiłam na czerwone światło. Normalnie nie dowierzałam. Co więcej - uznałam to za dobry znak. Stwierdziłam, że skoro po tylu latach obserwacji spotkałam tego Ziła w ruchu - to musiał być znak. Uznałam, że to oznacza, iż następnego dnia zdam egzamin. Jak już wiadomo - moja przepowiednia sprawdziła się. :)


28.05.2015 r. Poznań, ul. Garbary.


Nie wspomniałam o tym wątku wcześniej, gdyż chciałam najpierw zrobić wspólne zdjęcie z Czerwonym - w miejscu, w którym na co dzień można spotkać tę ciężarówkę. Zajęło mi to pół roku, ale w końcu mogę napisać: tadaaa!

17.01.2016 r., Poznań, ul. Naramowicka.


Co ciekawe - na kursie na autobus często przejeżdżałam 'moim' czerwonym MANem obok tego pojazdu. Instruktor zawsze mi przypominał o lusterkach, abym, broń Boże, nie zahaczyła. ;) Na egzaminie też tędy pomykałam Autosanem...

Wystarczy tych sentymentów. Wróćmy do mojego Wartburghini. :) Skoro już ruszyłam Czerwonego na wycieczkę, postanowiłam podjechać nim w miejsce, które odkryłam tej zimy.

W 2015 r. była planowana tutaj wycieczka Ikarusem. Punktem kulminacyjnym miał być fotostop tego autobusu na tle estakady kolejowej. Niestety, impreza nie wypaliła. Na szczęście mam swój zabytkowy pojazd i nie muszę się na nikogo oglądać. :P 

Najpierw objechałam ten teren na rowerze. Jak już odkryłam, jak dojechać tutaj samochodem - przyjechałam Czerwonym. Autko ustawiłam w odpowiedni sposób i zaczęłam sesję. Było mroźnie. Na szczęście nie padało. Dookoła cisza. Można było kontemplować i upajać się spokojem.


Aż tu nagle... Coś zaczęło szumieć. Od razu pomyślałam, że to może jakiś pociąg się zbliża, bo dźwięk był co najmniej nietypowy. Nie chciałam jednak uwierzyć w swoje szczęście. To przecież niemożliwe, żeby akurat teraz pociąg stukotał po torach. Do tego wiatr się wzmógł i zaczął sypać śnieg. Nie za dużo tego wszystkiego na raz? :D

Dźwięk się nasilał. Po jego rozchodzeniu się w przestrzeni oceniłam, że to na pewno pociąg i uznałam, że jedzie w moim kierunku. Spojrzałam na górę - ha, ha, ha. Jedzie! Nie ukrywam, że zgodnie z zasadami fotografii komunikacyjnej, sknociłam to zdjęcie. Nie robiłam zdjęć seryjnych (ach, te przyzwyczajenia z fotografii analogowej), a na tym kadrze, który Wam prezentuję - lokomotywa 'wjechała' w słup. Na swoją obronę mam tylko to, że wiatr 'zmroził' mi palce i moja reakcja w temacie wciśnięcia spustu migawki była opóźniona. Nie zmienia to faktu, że miałam niesamowitego fuksa. Z tej estakady korzystają jedynie pociągi towarowe. Składy osobowe pojawiają się tutaj przy okazji jakiś imprez komunikacyjnych, czyli raz na ruski rok. Bez znajomości rozkładu jazdy pociągów towarowych, nie ma co liczyć na zdjęcie z pociągiem. Naprawdę miałam szczęście. :)


Ogarnąwszy temat estakady, zapakowałam się do samochodu i pomknęłam dalej. Kolejnym celem był... Trabant. Wypatrzyłam go jakiś czas temu. Stoi on w Suchym Lesie. Biedaczek wrósł się nieco w teren. :(
Odkryłam go też przez przypadek. Niedawno w tym rejonie był wytyczony objazd dla autobusów. Przy okazji poznałam kilka uliczek, o których istnieniu wcześniej nie wiedziałam. Krążąc po nich i 'rozkminiając' kolejne połączenia drogowe, moją uwagę odwrócił właśnie ten Trabant. Wcześniej nie miałam czasu, aby zatrzymać się koło niego. Skoro więc teraz znalazłam chwilkę na zrobienie sesji Czerwonemu...



niedziela, 14 lutego 2016

Walentynki.

Właściwie nie obchodzę takich 'obcych' świąt. Jednak ten wyjątek potwierdza regułę. Jest ono tak sympatyczne, że nie będę sobie (bez względu na to, czy jestem z kimś aktualnie związana czy też nie)  tego odmawiać. 

06.02.2016 r.
Objeżdżałam trasę rajdu rowerowego. Tydzień wcześniej zrobiłam to na rowerze. W ciągu tygodnia padał deszcz, więc postanowiłam sprawdzić, czy drogi są nadal przejezdne dla naszych jednośladów.

Jednak tym razem nie chciałam tracić czasu, a że miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc zabrałam Czerwonego na małą wycieczkę. W pewnym momencie wypatrzyłam na trasie pewną ciekawostkę. Od razu wiedziałam, że stanie się ona walentynkowym motywem na bloga. Musiałam jedynie 'odwrócić' Czerwonego, gdyż jechałam w stronę przeciwną niż to wynika ze zdjęcia. Ale co to dla mnie. Cyk-smyk i autko zostało ustawione właściwie. :) A teraz spójrzcie oczami swojej wyobraźni. Widzicie serduszko? Co ciekawe - tydzień wcześniej tego tutaj nie było. :)


Pojechałam dalej. Nie pokonałam jednak zbyt sporego dystansu, gdyż czekał już na mnie kolejny motyw. Widzicie po lewej stronie tę grupę drzew? Jak ja uwielbiam takie stare wierzby! Oczywiście do zrobienia zdjęcia znów musiałam 'odwrócić' Czerwonego. ;)


Nie ujechałam zbyta daleko, gdy... znów musiałam 'odwrócić' Czerwonego. Dobrze, że na takie wyprawy jeżdżę sama, bo chyba nikt nie wytrzymałby tych moich fotostopów co 5 metrów. ;) Ale co ja na to poradzę, że po drodze jest tyle pięknych miejsc, które warto uwiecznić na matrycy aparatu. Powiedzcie sami - czy mogłam obojętnie przejechać obok tak urokliwych wierzb?


Tego odcinka obawiam się najbardziej. Tydzień wcześniej to tutaj było jedno, wielkie błoto! Byłam mile zaskoczona, że pomimo opadów w ciągu tygodnia, to miejsce tak ładnie podeschło. Przy okazji - nie sądziłam, że w tym rejonie jest tyle sadów. Jak to mawiają - podróże kształcą. :)


Zdjęcia ze Skałowa, gdzie miała być meta rajdu, nie mam. Nie chciałam już tracić czasu na to. Dzień powoli się kończył, a ja postanowiłam jeszcze na szybko ułożyć jakąś prowizoryczną drogę powrotną. Nie chciałam powtarzać trasy, którą wracałam na rowerze tydzień wcześniej, gdyż jest ona już tak oklepana, że mi się czasami słabo robi, jak słyszę, że mam nią znów jechać.

Szybko rzuciłam okiem na mapę, przemknęłam po "street view", który mam w swojej głowie (kiedyś objeżdżałam te rejony na rowerze, tak więc była to kwestia odtworzenia zapamiętanych obrazów) i ruszyłam dalej. Przy okazji postanowiłam podjechać w miejsce, które znajdowało się nieopodal. Ostatnio zastanawiałam się, jak się to tych semaforów dojeżdżało. Ponieważ to sobie przypomniałam - postanowiłam wykorzystać fakt, iż byłam w pobliżu. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego one tutaj stoją. Czyżby właściciel działki był miłośnikiem kolei? Dodam, że tory (czynne) znajdują się po drugiej stronie szosy, której fragment widać w prawej części zdjęcia.


Przez cały dzień niebo było zachmurzone. Jednak pod koniec dnia (być może w nagrodę za mój trud ;) ), było mi dane zobaczyć coś takiego:


Kto wie? Może to efekt tego, iż cały dzień słuchałam płyty Skaldów. Tak, tak -  w końcu ją kupiłam. Z resztą razem z nią moja płytoteka wzbogaciła się o płyty:
Banaszak Hanna. Złota kolekcja. W moim magicznym domu.
Frąckowiak Halina - Złota kolekcja. Mały elf.
Republika - Złota kolekcja, Biała flaga. Nowe sytuacje.

Wracając do Skaldów. Pół dnia słuchałam mojego ulubionego przeboju tego zespołu, czyli "Wszystko kwitnie wkoło". Gdy zobaczyłam to słonko za oknem - naprawdę poczułam, że wiosna jest tuż, tuż. A co do Walentynek... Jak wsłuchacie się w słowa piosenki, to traficie na fragment:
"Nawet w bramie pan Walenty stróż,
puszcza wiosną pierwsze pędy już". :)
(słowa: M. Bobrowski)

Nie znacie tej piosenki? To looknijcie tutaj -> klik. Nawet mnie nie pytajcie, co robi liczba 13 w tle... To naprawdę przypadek. Chyba. ;)

Słuchając płyty z twórczością Skaldów trafiłam na utwory, których dotychczas w ogóle nie znałam. Kojarzycie coś takiego? -> klik Tekst jest obłędny -> klik.. ;)

Natomiast z okazji Walentynek Czerwonemu dedykuję tę -> klik.
"Na dzień, na dwa, na trzy zmienimy wokół świat
Na dzień, na dwa, na trzy to wszystko dokoła nas
Tak długo, długo, długo
To wszystko można dać, to wszystko sercem daj
To tylko serce twe tak bardzo zmieniło świat
Na jedną może chwilę".
(słowa: L. A. Moczulski)

Niewątpliwie Czerwony zmienił mój świat, moje życie. Oby jego 'serce biło' jak najdłużej. :)

Może jeszcze tę -> klik. ;)
Dalej na mojej trasie zrobiło się nieco sentymentalnie. Pamiętam, jak w miejscu widocznym na poniższym zdjęciu, fotografowałam kiedyś Neoplana. To było lata świetlne temu, ale takich chwil się nie zapomina. Tym razem uwieczniłam je bez autobusu. Jednak niezwykle spodobało mi się światło, jakie tutaj zastałam. :)


Do zrobienia kolejnego zdjęcia znów musiałam 'odwrócić' Czerwonego, a następnie wspiąć się na sporą skarpę. Warunki oświetleniowe były trudne. Na dodatek, nie mogłam podpiąć obiektywu, który zaprezentował by nieco szerzej to miejsce, a dodatkowo, przy użyciu filtrów, mogłabym nieco przyciemnić niebo. Niestety, obiektyw szerokokątny jest w serwisie. Zdjęcie zrobiłam więc na teleobiektywie. Przy okazji - wybaczcie jakość części dzisiejszych zdjęć, ale zrobiłam je telefonem, który obecnie służy mi za obiektyw szerokokątny. :]


Gdy wysiadałam z Czerwonego, w głośnikach leciała piosenka "Szanujmy wspomnienia". Zacytuję jej fragment: 
"Lecz zawsze to miło, że nie brak nam miejsc
Do których wracamy pamięcią".
(słowa: A. Jastrzębiec-Kozłowski)

Znalazłam ciekawą wersję tej piosenki na 2 fortepiany -> klik.
Jakże się to niesamowicie złożyło. Fakt faktem - lubię wracać do tego miejsca. Dolina Cybiny jest tak, znów użyję tego słowa, urokliwa. Lubię przyjeżdżać tutaj na zdjęcia. Szczególnie wiosną. Wówczas można fotografować całe stada ptaków i kwitnące kaczeńce. Nie mogłam więc nie wykorzystać tej miejscówki i nie pokazać jej rowerzystom. :)

Widoczek na prawo od Czerwonego prezentował się tak:


Słońce już prawie zaszło za horyzont. Podjechałam jeszcze w jedno miejsce i korzystając z ostatnich promieni światła, sfotografowałam autko, które odkryłam tydzień wcześniej. O dziwo - nadal tutaj stało.


Nie wiecie, co to za wynalazek? Już Wam podpowiadam. To jest Dacia 1310 TLE. Jest to przykład rumuńskiej myśli technicznej.


Po takim dniu mogę spokojnie napisać, że cała byłam w skowronkach -> klik. ;)
A jak rajd rowerowy się udał? O tym dowiedzie się tutaj -> klik.

sobota, 13 lutego 2016

Solaris dla ZKP - cd.

Kontynuuję wątek, rozpoczęty w tym wpisie -> klik.

Opisywania historii tego autobusu ciąg dalszy. Ja wiem, że to jest tylko jeden autobus. I to III generacji, której produkcja powoli dobiega końca. I generalnie temat tego pojazdu 'rozdmuchał się' w mediach. Jednak czemu się dziwić - w tej chwili ten autobus jest stawiany za wzór! Jestem więc tym bardziej dumna, że trafił on właśnie do ZKP Suchy Las. Opisy pojazdu pojawiły się m.in. tutaj:
1) klik,
2) klik.

Jednak wrócę do tego, co chciałam dzisiaj opisać. Otóż 02 lutego 2016 r. miałam przyjemność uczestniczyć w kolejnym wydarzeniu związanym z tym autobusem. Tego to dnia wójt gminy Suchy Las, Pan Grzegorz Wojtera, oficjalnie przekazał symboliczny klucz do autobusu. Klucz ten chwilę wcześniej otrzymał z rąk Pana Andrzeja Sienkiewicza, Dyrektora sprzedaży autobusów firmy Solaris Bus & Coach. Z kolei klucz od wójta odebrał Pan Edward Miśko, Prezes ZKP Suchy Las.


Czerwony w tym czasie robił za mistrza drugiego planu. :)


Jednak i na tym wątek się nie kończy. Następnego dnia (03.02.2016 r.) czekała mnie pobudka wczesnym rankiem, a w zasadzie w środku nocy (przynajmniej w mniemaniu niektórych osób). Gdy budzik zadzwonił o 3:30, to myślałam, że... roztrzaskam go o ścianę. Jak ten gad jeden śmiał mnie tak wcześnie zrywać na równe nogi! No, tak. Przecież sama tego chciałam. ;) Nie dałam jednak tak łatwo mu wygrać z moją mięciutką, cieplutką, przytulną kołderką i milusim łóżeczkiem... Jeszcze pięć minutek, jeszcze z dwie. Tak, tak. Zaraz wstanę, jeszcze tylko dwie minutki, chociaż jedna... W końcu zrobiło się tak późno, że nie było już mowy o nawet połowie minuty. Czas wstawać! Hallo! Kobieto!

Tak à propos budzików. Kiedyś jako miły, spokojny, wybudzający dźwięk, miałam ustawione coś takiego: http://greenmp3.pl/smieszne/9693,to-sem-ja.html  ;)

Po co to wszystko? Otóż postanowiłam... sfotografować pierwszy, liniowy kurs tego najnowszego autobusu. W tym celu o 5:10 musiałam zameldować się w Złotnikach-Wsi. Oczywiście na miejsce postanowiłam dotrzeć nieco wcześniej, gdyż o tej godzinie jest jeszcze ciemno. Potrzebowałam więc chwili, aby rozstawić statyw. Poza tym, tego dnia, wiał bardzo silny wiatr. Musiałam zawczasu sprawdzić, czy statyw nie będzie za bardzo się trząsł. Stojąc i marznąc, czekałam na autobus. Nagle na horyzoncie zobaczyłam pomarańczowy wyświetlacz. Jedzie! Podeszłam na przystanek. Gdy zobaczyłam, któż to siedzi za kółkiem - wiedziałam, że nie będzie problemów ze zdjęciem. To ten sam kierowca, który 'rejestrował' autobus w fabryce. Jak miło. :) Poprosiłam o zmianę świateł na postojowe i w te pędy pognałam do statywu. Efekt:


Podeszłam ponownie do kierowcy, podziękowałam, powiedziałam: "Widzimy się na Sobieskiego" i myknęłam do Czerwonego. Próbowałam jeszcze zrobić zdjęcie na trasie, ale silny wiatr + popsuty aparat = to nie mogło się udać. Tak więc faktycznie dopiero na dworcu autobusowym Sobieskiego mogłam ponownie próbować coś zdziałać. Tym razem wyszło to tak:


To zdziwienie pasażerów... Fakt faktem - widok kobiety fotografującej autobusy o 5:40... Hehe - czasami zastanawiam się, co ludzie myślą widząc mnie w podobnych sytuacjach. Staram się jednak tym nie przejmować. Wolę mieć pasję i robić coś, niż jej nie mieć i robić nic. :)

Po wykonaniu zdjęcia musiałam niestety 'zabrać swoje zabawki' i pojechać do pracy. Jednak to nie był koniec polowania. Popołudniu znów wybrałam się na trasę linii nr 904. Czasu miałam niewiele - 1,5 h do zachodu słońca i podróżowanie w szczycie komunikacyjnym. Nie dawało mi to zbyt wielu okazji do zrobienia zdjęć. Jedno z ostatnich z tego dnia wygląda tak:


A wiecie, jaką ciekawostkę udało mi się przy okazji 'wyczaić'? Niestety zdjęcie jest bardzo kiepskie, gdyż miałam w tym momencie przy sobie jedynie teleobiektyw, co uniemożliwiło mi dobranie innego kadru. Poza tym baaaardzo się spieszyłam, więc nawet nie miałam chwili, aby zrobić zdjęcie chociażby telefonem, ale... przynajmniej mam tam po co wrócić. Tym bardziej, że wiem, że to autko często w tym rejonie parkuje. :) Taadaa! Kolejny Wartbi do kolekcji: