Właściwie nie obchodzę takich 'obcych' świąt. Jednak ten wyjątek potwierdza regułę. Jest ono tak sympatyczne, że nie będę sobie (bez względu na to, czy jestem z kimś aktualnie związana czy też nie) tego odmawiać.
06.02.2016 r.
Objeżdżałam trasę rajdu rowerowego. Tydzień wcześniej zrobiłam to na rowerze. W ciągu tygodnia padał deszcz, więc postanowiłam sprawdzić, czy drogi są nadal przejezdne dla naszych jednośladów.
Jednak tym razem nie chciałam tracić czasu, a że miałam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc zabrałam Czerwonego na małą wycieczkę. W pewnym momencie wypatrzyłam na trasie pewną ciekawostkę. Od razu wiedziałam, że stanie się ona walentynkowym motywem na bloga. Musiałam jedynie 'odwrócić' Czerwonego, gdyż jechałam w stronę przeciwną niż to wynika ze zdjęcia. Ale co to dla mnie. Cyk-smyk i autko zostało ustawione właściwie. :) A teraz spójrzcie oczami swojej wyobraźni. Widzicie serduszko? Co ciekawe - tydzień wcześniej tego tutaj nie było. :)
Pojechałam dalej. Nie pokonałam jednak zbyt sporego dystansu, gdyż czekał już na mnie kolejny motyw. Widzicie po lewej stronie tę grupę drzew? Jak ja uwielbiam takie stare wierzby! Oczywiście do zrobienia zdjęcia znów musiałam 'odwrócić' Czerwonego. ;)
Nie ujechałam zbyta daleko, gdy... znów musiałam 'odwrócić' Czerwonego. Dobrze, że na takie wyprawy jeżdżę sama, bo chyba nikt nie wytrzymałby tych moich fotostopów co 5 metrów. ;) Ale co ja na to poradzę, że po drodze jest tyle pięknych miejsc, które warto uwiecznić na matrycy aparatu. Powiedzcie sami - czy mogłam obojętnie przejechać obok tak urokliwych wierzb?
Tego odcinka obawiam się najbardziej. Tydzień wcześniej to tutaj było jedno, wielkie błoto! Byłam mile zaskoczona, że pomimo opadów w ciągu tygodnia, to miejsce tak ładnie podeschło. Przy okazji - nie sądziłam, że w tym rejonie jest tyle sadów. Jak to mawiają - podróże kształcą. :)
Zdjęcia ze Skałowa, gdzie miała być meta rajdu, nie mam. Nie chciałam już tracić czasu na to. Dzień powoli się kończył, a ja postanowiłam jeszcze na szybko ułożyć jakąś prowizoryczną drogę powrotną. Nie chciałam powtarzać trasy, którą wracałam na rowerze tydzień wcześniej, gdyż jest ona już tak oklepana, że mi się czasami słabo robi, jak słyszę, że mam nią znów jechać.
Szybko rzuciłam okiem na mapę, przemknęłam po "street view", który mam w swojej głowie (kiedyś objeżdżałam te rejony na rowerze, tak więc była to kwestia odtworzenia zapamiętanych obrazów) i ruszyłam dalej. Przy okazji postanowiłam podjechać w miejsce, które znajdowało się nieopodal. Ostatnio zastanawiałam się, jak się to tych semaforów dojeżdżało. Ponieważ to sobie przypomniałam - postanowiłam wykorzystać fakt, iż byłam w pobliżu. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego one tutaj stoją. Czyżby właściciel działki był miłośnikiem kolei? Dodam, że tory (czynne) znajdują się po drugiej stronie szosy, której fragment widać w prawej części zdjęcia.
Przez cały dzień niebo było zachmurzone. Jednak pod koniec dnia (być może w nagrodę za mój trud ;) ), było mi dane zobaczyć coś takiego:
Kto wie? Może to efekt tego, iż cały dzień słuchałam płyty Skaldów. Tak, tak - w końcu ją kupiłam. Z resztą razem z nią moja płytoteka wzbogaciła się o płyty:
Banaszak Hanna. Złota kolekcja. W moim magicznym domu.
Frąckowiak Halina - Złota kolekcja. Mały elf.
Republika - Złota kolekcja, Biała flaga. Nowe sytuacje.
Wracając do Skaldów. Pół dnia słuchałam mojego ulubionego przeboju tego zespołu, czyli "Wszystko kwitnie wkoło". Gdy zobaczyłam to słonko za oknem - naprawdę poczułam, że wiosna jest tuż, tuż. A co do Walentynek... Jak wsłuchacie się w słowa piosenki, to traficie na fragment:
"Nawet w bramie pan Walenty stróż,
puszcza wiosną pierwsze pędy już". :)
"Nawet w bramie pan Walenty stróż,
puszcza wiosną pierwsze pędy już". :)
(słowa: M. Bobrowski)
Nie znacie tej piosenki? To looknijcie tutaj -> klik. Nawet mnie nie pytajcie, co robi liczba 13 w tle... To naprawdę przypadek. Chyba. ;)
Słuchając płyty z twórczością Skaldów trafiłam na utwory, których dotychczas w ogóle nie znałam. Kojarzycie coś takiego? -> klik Tekst jest obłędny -> klik.. ;)
Natomiast z okazji Walentynek Czerwonemu dedykuję tę -> klik.
"Na dzień, na dwa, na trzy zmienimy wokół świat
Na dzień, na dwa, na trzy to wszystko dokoła nas
Tak długo, długo, długo
To wszystko można dać, to wszystko sercem daj
To tylko serce twe tak bardzo zmieniło świat
Na jedną może chwilę".
(słowa: L. A. Moczulski)
Niewątpliwie Czerwony zmienił mój świat, moje życie. Oby jego 'serce biło' jak najdłużej. :)
Może jeszcze tę -> klik. ;)
Dalej na mojej trasie zrobiło się nieco sentymentalnie. Pamiętam, jak w miejscu widocznym na poniższym zdjęciu, fotografowałam kiedyś Neoplana. To było lata świetlne temu, ale takich chwil się nie zapomina. Tym razem uwieczniłam je bez autobusu. Jednak niezwykle spodobało mi się światło, jakie tutaj zastałam. :)
Do zrobienia kolejnego zdjęcia znów musiałam 'odwrócić' Czerwonego, a następnie wspiąć się na sporą skarpę. Warunki oświetleniowe były trudne. Na dodatek, nie mogłam podpiąć obiektywu, który zaprezentował by nieco szerzej to miejsce, a dodatkowo, przy użyciu filtrów, mogłabym nieco przyciemnić niebo. Niestety, obiektyw szerokokątny jest w serwisie. Zdjęcie zrobiłam więc na teleobiektywie. Przy okazji - wybaczcie jakość części dzisiejszych zdjęć, ale zrobiłam je telefonem, który obecnie służy mi za obiektyw szerokokątny. :]
Gdy wysiadałam z Czerwonego, w głośnikach leciała piosenka "Szanujmy wspomnienia". Zacytuję jej fragment:
"Lecz zawsze to miło, że nie brak nam miejsc
Do których wracamy pamięcią".
Do których wracamy pamięcią".
(słowa: A. Jastrzębiec-Kozłowski)
Znalazłam ciekawą wersję tej piosenki na 2 fortepiany -> klik.
Jakże się to niesamowicie złożyło. Fakt faktem - lubię wracać do tego miejsca. Dolina Cybiny jest tak, znów użyję tego słowa, urokliwa. Lubię przyjeżdżać tutaj na zdjęcia. Szczególnie wiosną. Wówczas można fotografować całe stada ptaków i kwitnące kaczeńce. Nie mogłam więc nie wykorzystać tej miejscówki i nie pokazać jej rowerzystom. :)
Widoczek na prawo od Czerwonego prezentował się tak:
Słońce już prawie zaszło za horyzont. Podjechałam jeszcze w jedno miejsce i korzystając z ostatnich promieni światła, sfotografowałam autko, które odkryłam tydzień wcześniej. O dziwo - nadal tutaj stało.
Nie wiecie, co to za wynalazek? Już Wam podpowiadam. To jest Dacia 1310 TLE. Jest to przykład rumuńskiej myśli technicznej.
Po takim dniu mogę spokojnie napisać, że cała byłam w skowronkach -> klik. ;)
A jak rajd rowerowy się udał? O tym dowiedzie się tutaj -> klik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz