Dzisiejszy tytuł wpisu ma wiele ukrytych znaczeń. Zapewne z powodu daty publikacji, pomyślicie, że chodzi o "wielkie granie", które odbywa się już po raz 24. I coś w tym jest - jednak o tym napiszę na samym końcu.
Jeżdżąc ostatnio samochodem wpadłam na pomysł, aby zacząć opisywać podróże szlakiem Czerwonego, czyli trasy przemierzone za kółkiem mojego Wartburghini, bądź... związane z kolorem czerwonym. Będzie to też okazja, aby wrócić do myśli przewodniej tego bloga. Muszę przyznać, że ostatnio dość mocno odbiegłam tematyką od tego zamysłu. Mam tylko nadzieję, że nie zanudziłam Was moimi wywodami o muzyce, gadżetach i... pieczeniu ciast. ;)
Najpierw jednak ciekawostka, którą już dawno chciałam sfotografować. Opisywaną dzisiaj wyprawę zacznę od... wizyty w myjni samochodowej. Musiałam zmyć sól, która się ostatnio nazbierała na samochodzie. Przy okazji sfotografowałam znak, na którym przedstawiono... No, właśnie! Nie uważacie, że na tym logo odwzorowano bryłę Wartburga? Może nie idealnie, ale jest równie kanciata. ;)
Gdy autko nabrało już blasku, wsiadłam za kółko i pognałam dalej. Raz - chciałam Czerwonego nieco osuszyć, dwa - spieszyłam się, aby w pewnym miejscu zrobić kilka zdjęć autobusów. Z powodu budowy wiaduktu, który będzie przebiegał nad torami kolejowymi, wyznaczono tam ciekawy objazd. W ramach dodatkowych atrakcji zapewniono kilka wąskich zakrętów po 90 stopni ze znakami drogowymi w skrajni. Interesujące dla fotografa. Dla kierowców, zwłaszcza większych pojazdów, jest to naprawdę spore wyzwanie. Nie będę Was zamęczać całą fotosesją, którą tutaj wykonałam. Zamieszczę tylko 3 zdjęcia, aby zobrazować, jak praca kierowcy autobusu jest czasami trudna. Ciekawe, ile sekund zajęło kierowcy samochodu osobowego znalezienie biegu wstecznego? ;) Dodam, że w ciągu 45 min. przemknęły przez ten 'odcinek specjalny' trzy eLki kat. C z przyczepą. Kursanci mięli więc do zaliczenia niezły 'poligon'.
Wracając do tematu wpisu. Serce zazwyczaj kojarzy się nam z kolorem czerwonym. Pomijając kwestie anatomiczne, łączymy też ten symbol z miłością. Miłość to otaczanie kogoś czułością, troskliwością, serdecznością. Czerwony ostatnio zaznał tych wszystkich uczuć. :)
Czy Wy to widzicie? Pytacie pewnie: "A co mamy widzieć?". Przyznam, że podobnie zareagowałam, jak usłyszałam takie pytanie.
Kilka dni temu 'pożyczyłam' Czerwonego jego właścicielowi. Gdy autko do mnie wróciło, usłyszałam właśnie podobne pytanie. Przyznaję szczerze - od razu zapytałam: "tylko mi nie mów, że znów jakąś kolizję zaliczył?". Gdy usłyszałam przeczącą odpowiedź i przyglądnęłam się autku - oniemiałam. Nie dowierzałam oczom! Prawie łzy mi poleciały. Łzy radości.
Czy Wy widzicie te drzwi kierowcy? Nie ma 'wgniotu'! Udało się to 'wyklepać'. Nie sądziłam, że człowiekowi tak niewiele potrzeba do szczęścia. Taki prezent jest dla mnie lepszy niż bombonierka czy bukiet kwiatów (choć jednym i drugim nie pogardzę ;) ). Chwilę później dowiedziałam się jeszcze, że w autku zostało usprawnionych kilka innych rzeczy (rozrusznik, linka hamulca). Panowie - serdecznie dziękuję! Bardzo! :)
Korzystając z tego, że w końcu nie muszę się głowić, jak zrobić zdjęcie, aby ukryć te felerne drzwi, bezczelnie ustawiłam Czerwonego tak, aby je uwiecznić na zdjęciu.
Uznałam, że gmina Czerwonak z racji koloru, z jakim jej nazwa się kojarzy, będzie idealna na inaugurację.
Tablica widoczna w tle rozpoczyna cykl: "Szlakiem Czerwonego". Po prawej stronie tej tablicy zostały opisane główne atrakcje, które można spotkać na terenie gminy. Dzisiaj zabiorę Was do tej, którą widać w prawym dolnym narożniku.
Jednak najpierw musimy zostawić samochód na parkingu. Wbrew pozorom - nawet tam można spotkać coś interesującego. Najpierw zaprezentuję niepozorne zdjęcie. Nic ciekawego, prawda? Parking, jak parking. Śmietniki, jak śmietniki.
Ale po odwróceniu się o 180 stopni...
... naszym oczom ukazuje się nieczęsto spotykany widok. Widzieliście kiedyś sweter dla drzewa?
Dokąd Was dzisiaj przyprowadziłam? Witam Was przy "Dziewiczej Bazie". Obiekt powstał w 2014 r. Pamiętam czasy, jak tutaj "nie było niczego". Znalezienie miejsca dla samochodu stanowiło czasami wyzwanie. Teraz mamy spory parking, miejsce na ognisko, cafe bistro... No, ale dość tej reklamy. Wszak cel wyprawy jest nieco dalej.
Tak, tak, tak. Zdecydowanie musimy podążyć zgodnie ze znakiem. Idziemy do wieży widokowej. :)
Ale hola, hola. Nie tak łatwo. Nie tak prosto. Zanim dotrzemy do wieży, musimy się chwilę wyciszyć, uspokoić, nabrać dystansu. Posłuchać śpiewu ptaków. Wróć! Z tymi ptakami nieco przesadziłam. Przecież mamy zimę. ;)
Spójrzcie jednak na drogę. Macie wrażenie, że jesteście w górach? I pomyśleć, że znajdujemy się zaledwie10 km na północny wschód od Poznania. :)
Dokąd się tak wspinamy? Na Dziewiczą Górę! Po dotarciu na szczyt możemy pochwalić się, że wdrapaliśmy się na 143 m n.p.m. Dodam też, że Dziewicza Góra jest drugim po Górze Moraskiej (154 m n.p.m.) wzniesieniem moreny czołowej stadiału poznańskiego.
Ale można wejść jeszcze wyżej! Do tego służy wieża widokowa. Jej całkowita wysokość wynosi 40 m. Natomiast taras widokowy usytuowany jest na wysokości 30 m. Do pokonania są 172 stopnie. Tego dnia była zamknięta. Jednak wcześniej byłam do góry kilkukrotnie i zapewniam, że rozpościera się stamtąd ciekawy widok. Przy sprzyjającej pogodzie i... teleobiektywie podpiętym do aparatu fotograficznego, można zaobserwować nawet elewator w Gądkach! Dla nietutejszych - polecam 'rzucenie okiem' na mapę. ;)
Dziewicza Góra znajduje się na terenie Parku Krajobrazowego "Puszcza Zielonka". Mam sentyment do tego miejsca. Rodzice często przywozili mnie tutaj na niedzielne spacery. Miłe wspomnienia tkwią we mnie do dnia dzisiejszego. Obecnie, z racji przynależności do koła rowerowego PTTK „Viator” im. Ryszarda Walerycha w Czerwonaku, czuję się w obowiązku, aby tę puszczę poznawać dalej i pokazywać jej piękno kolejnym pokoleniom.
W związku z tym podjęłam trop i ruszyłam dalej. :)
Na szczęście na swej trasie nie spotkałam wilków. Choć teoretycznie jest to możliwe. Niedawno media obiegła informacja, że w okolicach Biedruska widziano te zwierzęta -> klik.
Natomiast natrafiłam na ślady bytności innych stworzeń. Spójrzcie na ten dąb:
Nie wytrzymam. Muszę wtrącić wątek muzyczny. Jednak robię to tylko po to, aby lepiej zobrazować kolejne zdjęcia. Posłuchajcie tego utworu -> klik. Najlepiej od fragmentu 1:11. ;)
Przy okazji znalazłam ciekawe wykonanie tej piosenki -> klik. Tylko uważajcie na pisk na końcu. ;>
Gdybyście chcieli dotrzeć do tego 'domu korników', to podpowiadam, że znajduje się on przy pewnym szlaku. Jakim? Podpowiedź ukryłam na kolejnym zdjęciu. :)
Idąc dalej docieramy do jednego z moich ulubionych punktów w tej części Puszczy Zielonka. Uwielbiam widok na tę dolinę. Teraz, gdy nie ma liści, można dość dobrze pokazać to miejsce na zdjęciu.
Gdy wróciłam do samochodu, przypomniało mi się, że rano nabyłam... pewne czerwone serduszka. Było już ciemno, więc postanowiłam podjechać w jakieś dobrze oświetlone miejsce, aby móc zrobić im zdjęcia. Wybór padł na parking pewnego centrum handlowego. Nie, nie - nie jestem, z tych co weekend spędzają na 'shopingu'. Choć nie ukrywam, że lubię odwiedzać to centrum handlowe. Dlaczego? Można tutaj 'poszaleć' trochę za kółkiem samochodu. Pochylnie między piętrami są wręcz do tego stworzone. Dowód - zdjęcie zrobiłam na najwyżej położonym poziomie. Wszak - im wyżej się wjedzie, tym będzie więcej zabawy przy pokonywaniu kolejnych pochylni. ;)
Patrząc na lusterka Czerwonego można uznać, że tego dnia faktycznie był otoczony miłością. ;)
Jak widzicie - w tym roku Czerwony też 'zagrał'. W przenośni, ale nie tylko. Otóż cały dzień towarzyszyła mi płyta (a w zasadzie dwie), którą otrzymałam niedawno od wiernej Czytelniczki bloga. Kochana - bardzo Tobie dziękuję! Z kronikarskiego obowiązku - do listy, którą zamieściłam w tym wpisie -> klik, dopisuję kolejną płytę zespołu Perfect "Z archiwum Polskiego Radia. Nagrania koncertowe z 1981 roku". Tym samym mogę napisać, że to był Perfect'cyjny dzień. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz