piątek, 24 kwietnia 2020

Cud.

 
Ponad tydzień temu (14.04.2020 r.) obejrzeliśmy film. Jego tytuł to "Mucize", co przetłumaczono jako "Cud". Film miał swoją premierę w 2015 r. Co prawda już w 7:34 minucie domyśliłam się, kto będzie głównym bohaterem, a w 7:43 wiedziałam, jak się jego historia zakończy, ale i tak warto było zobaczyć całość. Chociażby dla cytatów, które wyciągnęłam z tego filmu.

Oj, tak. Cudowność tego filmu polega na jego wielowątkowości. Do dzisiejszego wpisu wykorzystam dwa cytaty z niego. Oto pierwszy:

- "Lepiej przygotuj się nauczycielu. Niedługo nadejdzie śnieg. Gdy nadejdzie śnieg, wioska stanie się więzieniem. Wszyscy będziemy zależni od Boga. Przez 8 miesięcy jesteśmy w rękach Boga, przez 4 miesiące w rękach rządu. Jeśli zamierzasz napisać list, zrób to teraz. Zajmie 8 miesięcy zanim otrzymasz odpowiedź".
- "Naprawdę? Zatem napiszę go już teraz". 
- "Zdrów."

Kiedy przeczytałam słowa "jesteśmy w rękach Boga", zaczęłam się rzęsiście śmiać. Trwało to dobrą minutę, może nawet dłużej. No przecież 5 dni temu napisałam na blogu -> klik, że słowa, które często pojawiają się w moich myślach, to "wszystko w ręku Boga". Co za zbieżność! I dodam, że wiem, że to nie jest przypadek. Jest to kolejny dowód na to, co zaobserwowałam już dawno. Teraz jednak powoli mogę się tym podzielić tutaj, choć dzisiaj tego nie opiszę. Natomiast ten film stał się jakby potwierdzeniem tego, do czego doszłam w życiu. Jeśli tylko damy się ponieść, oddać w ręce Boga, nasz los potoczy się zupełnie inaczej, niż dotychczas. Jednak trzeba nauczyć się czegoś trudnego, wymagającego sporo pracy. Wiele osób to przeraża. Przerasta ich wykonanie tak ciężkiej pracy. Wolą się nie wysilać, oddać duchowemu lenistwu i żyć w swoistej nieświadomości. Bo po co się wysilać? Cóż, gdyby spróbowali, wiedzieliby, jaka nagroda ich czeka. Niestety, wybierając inną drogę, omija ich coś nieogarnialnie pięknego. Omijają ich... cudy.

I tutaj niech się wkradnie drugi cytat:

- "Słuchaj synu...".
- " Ojcze?"
- "Niektórzy ludzie widzą swym sercem. Postrzegają świat w ten sposób. Jak my to robimy oczami. Widzą wszystko co my na swój własny sposób. Niech Bóg zawsze prowadzi Was wszystkich w kierunku życzliwych sercem ludzi".
- "Amen, ojcze. Amen".

Jaki ten fragment jest piękny! Ach! To właśnie dlatego, że nauczyciel o imieniu Mahir spojrzał na Aziza sercem, dostrzegł to, co drzemało w tym człowieku, a czego inni, nawet najbliżsi, nie widzieli. Jest to trudne, wymaga sporo pracy, ale efekty wynagradzają ten trud. Z resztą na początku filmu jest scena, jak nauczyciel modli się do Boga, dziękując za to, że ten zesłał go do wsi, w której nie ma szkoły. Obiecał poświęcić swe siły i wierzył, że wróci do domu cały i zdrowy. Jednocześnie poprosił o obdarzenie go cierpliwością. Już wtedy można było domyślić się, że Mahir nie przestraszył się zadania, które do wykonania zlecił Jemu Bóg. Poprosił jedynie o cierpliwość (najlepiej anielską), aby mógł podołać temu, co go czeka. Zapewne doświadczenie życiowe i obserwacja ludzi sprawiły, że tak ocenił sytuację.

Przypomina mi się teraz kilka historii z mojego życia. Na mojej drodze stanęło kilka osób, które były w mniemaniu innych ułomne. Z tego powodu prawie nikt nie chciał z nimi rozmawiać, przebywać. Ja dawałam im tę szansę. Nie zapomnę, jak byłam na etapie wybierania uczelni. Chciałam być albo psychologiem albo zootechnikiem (a w zasadzie weterynarzem, ale w tamtych latach nie było takiego kierunku w Poznaniu). Nie umiałam sama dokonać wyboru. Poprosiłam więc Boga (co było o tyle niezwykłe, że wtedy w niego nie wierzyłam), aby pozwolił mi się sprawdzić w obu dziedzinach. W tej, w której lepiej sobie poradzę, to taką drogę życiową obiorę. Wahałam się między Akademią Medyczną a Akademią Rolniczą.

Z koleżankami z liceum wybrałyśmy się na drzwi otwarte Akademii Medycznej. Gdy kręciłyśmy się po budynku, w którymś momencie zaczepił nas jakiś chłopak. Chciał pomóc objaśnić, gdzie, co jest. Okazało się, że sam chce tutaj studiować. Znał budynek, ponieważ załatwił sobie możliwość uczestniczenia w zajęciach jako ktoś w rodzaju słuchacza. W zasadzie mógłby być studentem już od kilku lat, ale z pewnego powodu (nie będę opisywać) jeszcze się nim nie stał. Moje koleżanki obawiały się tego chłopaka, bo trochę nietuzinkowo się zachowywał. Jednak ja podjęłam z nim dialog. Poczułam, że oto moja próba sprawdzenia się w roli psychologa. Rozmowa z tym chłopakiem skończyła się tak, że wymieniliśmy się numerami telefonów. Ktoś by pomyślał - szaleństwo! Podać namiary na siebie komuś totalnie obcemu i dziwnemu? Jednak moje serce podpowiadało mi, że ten człowiek mnie nie skrzywdzi. I tak zaczął się jeden z ciekawych etapów w moim życiu. Zaczęliśmy do siebie wydzwaniać. Rozmowy były coraz dłuższe. Rekord stanowiła bodajże dwugodzinna sesja. Niestety - problem psychologiczny, który dotyczył tego chłopaka, przerastał poziom wiedzy, który ja posiadałam. Nie byłam w stanie Jemu pomóc. Ciąg dalszy tej historii jest już tutaj nieistotny. Chcę tylko pokazać, że nie odwracając się od kogoś, kto na pierwszy rzut oka nie jest taki, jak wszyscy, można wnieść do jego i naszego życia coś nowego, dobrego. Radość tego chłopaka, że znalazła się osoba, która postanowiła poświęcić swój czas na rozmowę z nim, była naprawdę wyczuwalna. Sami wiemy, ile rozmowa z drugą osobą może dać, więc emocje tego chłopaka były w pełni zrozumiałe. Dla mnie to była piękna lekcja życia.


Dostrzegając piękna serc innych ludzi, zyskałam wielu wspaniałych towarzyszy mojego życia. Dając szansę im, dałam ją też sobie. Upiększyli oni mnie wewnętrznie. Dodatkowo takie osoby są nam wierni, jako znajomi, a nawet jako przyjaciele, bo wiedzą, że akceptujemy ich takich, jacy są, a nie kim.


Przy okazji tego wpisu przypomniał mi się cytat z książki pt. "Mały Książę" Antoine'a de Saint-Exupéry'ego, który brzmi: „Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Uwielbiam ten fragment. Idealnie wpisuje się on w przesłanie zawarte w "Mucize". Od lat chodzi za mną, aby znów sięgnąć po tę książkę i przypomnieć sobie historię w niej opisaną. To pragnienie się spotęgowało, gdy odkryłam w zeszłym, że powstał taki oto mural -> klik.

Nie zapomnę mojej pierwszej styczności z "Małym Księciem". Oczywiście był on lekturą w szkole. W bibliotece udostępniono mi egzemplarz, który wyglądał mniej więcej tak -> klik. Rysunek na okładce pomógł mi jeszcze lepiej przenieść się w wyobraźni do świata opisanego w tej książce. Treść odcisnęła dość spore piętno na mojej psychice. Z biegiem czasu odkrywałam, jak piękne przesłanie ta książka niesie ze sobą. Starałam się nauczyć żyć zgodnie z zacytowaną maksymą, a im dalej w las, tym życie dzięki temu stawało się piękniejsze.

Jeszcze jeden wątek poruszę. Żona Aziza. Jakże ona miała trudną rolę życiową do odegrania. Z jednej strony ktoś mógłby stwierdzić: "biedna dziewczyna! Dlaczego życie tak ją pokarało. Taka piękna i mądra istota, a los związał ją z kimś takim". A jednak ona (choć niewiele o niej wiemy) "wzięła na klatę" sytuację, w której się znalazła. Owszem, można zarzucić, że musiała się z nią pogodzić, bo w takiej kulturze i zwyczajach przyszło jej żyć. Wszak, nie miała wpływu na to, z kim będzie miała wejść w związek małżeński. Być może jednak te drobne gesty, które Aziz wykonał w jej stronę sprawiły, że postanowiła Jemu pomóc. Już scena z gołębiem mogła być dla niej wskazówką. Zobaczyła, jak wrażliwa i cudowna dusza tkwi w tym schorowanym ciele. Uwierzyła, że siła jej miłości pomoże pokonać mur, który ich dzielił. I jestem przekonana, że żona Aziza była bardzo wierzącą w Boga osobą. Skąd takie przypuszczenie? Aby kobieta mogła pokochać swojego mężczyznę, musi wpierw zapałać ogromnym uczuciem do Boga. Musi wręcz płonąć z miłości do Niego. Jednak, żeby mogło do tego dojść, najpierw konieczne jest pełne zaakceptowanie siebie taką, jaką natura ją stworzyła. Z wszystkimi wadami i zaletami. Dopiero od tego momentu przestaje mieć kompleksy, a skoro ich nie ma, to nie zaśmieca nimi swoich myśli. To pozwala jej uzyskać odpowiedź na najważniejsze dla kobiety pytanie: "czy jestem piękna?". Odpowiedź na to pytanie powinna otrzymać od ojca, ale, nie oszukujmy się, większość z nich tego nie robi. Takie okaleczone, nie wierzące w siebie, wchodzą w dorosłe życie. Właśnie dlatego musi skierować je do Boga. Kiedy otrzyma odpowiedź na nie i dowie się, że jest wspaniałą istotą, wówczas może przenosić góry. Gdy uświadomi sobie swoje piękno i na czym ono polega, dopiero wtedy staje się kobieca. Urzeka swymi wdziękami. Dostaje niesamowitej energii. Jest to możliwe, bo akceptując siebie, jest w stanie przyjąć mężczyznę takiego, jakim on został stworzony. Z całym jego jestestwem.

Ostatnio w materiałach, które przeglądam często pojawiał się taki cytat: "miłości bez krzyża nie znajdziecie, a krzyża bez miłości nie uniesiecie" (św. Jan Paweł II). Uważam, że pięknie uzupełnia on dzisiejszy wpis oraz przesłanie opisanego w nim filmu. 😊

Link do filmu -> klik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz