Byłam dzisiaj na spektaklu pt. "Seks dla opornych". Słyszałam o nim sporo. Wiele osób polecało. Postanowiłam więc wybrać się osobiście i sama ocenić. Zapakowałam się do Czerwonego i pognałam do Suchego Lasu (spektakl zaprezentowano na scenie tutejszego Centrum Kultury).
Przyznaję, że nie zagłębiłam się wcześniej w tematykę. Poszłam na tzw. żywioł. Wystarczy fakt, że spektakl był tutaj wystawiany po raz 31. (hihi - odwrotność liczby 13)!
Gdy pojawiłam się w Centrum Kultury, publiczność już zajęła większość miejsc. Nie miałam więc żadnych szans, aby usiąść gdzieś z przodu. Zajęłam więc miejsce z tyłu. Sala zapełniła się po brzegi. Zgasło światło. Spektakl się rozpoczął. Historia przedstawiona na scenie opowiadała o małżeństwie z 25-letnim stażem, w które wkradła się już rutyna, codzienność, szarość. Alice, żona Henry'ego, postanowiła ożywić związek. W tym celu wynajęła pokój w luksusowym hotelu i zaprosiła do niego swojego męża. Tam, ślęcząc nad poradnikiem "Seks dla opornych", oboje próbowali zrozumieć sens tego, po co tam się spotkali. Wiele sytuacji było okraszonych żartem, który miał ukryte drugie dno. Wybuchaliśmy śmiechem. Było zabawnie, momentami aż do łez. Więcej szczegółów nie opiszę, aby nie odbierać przyjemności tym, którzy postanowią wybrać się na to przedstawienie.
Muszę jednak przyznać, że wiele dialogów uderzało w czułe miejsca. Zastanawiałam się, ile osób ze zgromadzonych na sali, weźmie sobie do serca usłyszane słowa.
Skąd przemyślenia u mnie? Pomijając moje różne miłosne historie, ostatnimi czasy sporo słucham opowieści moich znajomych/przyjaciół/rodziny. Gdzie człowiek się nie obejrzy to zdrady/rozwody/rozstania. Co jest tego przyczyną? Trudno to ująć w jedno zdanie. Uważam, że najczęstszym problemem jest... nieumiejętność szczerej rozmowy z drugą połową. Brak rozmowy powoduje nierozwiązywanie problemów na bieżąco. To z kolei doprowadza do nawarstwienia spraw. Nie rozmawia się też o swoich pragnieniach, bądź nie egzekwuje się ich. Gdy człowiek w końcu to pojmuje, jest już za późno. Wszystko się rozpada... Ten problem też został poruszony w spektaklu.
Kolejną kwestią jest pogoń za dobrami materialnymi. Szukamy dobrej pracy, zarabiamy górę pieniędzy i co? I któregoś dnia budzimy się i ze zdziwieniem stwierdzamy, że nie znamy naszych najbliższych. Nie znamy ich potrzeb. Tak bardzo byliśmy skupieni na gromadzeniu majątku, że nie mieliśmy czasu dla najbliższych. To z kolei sprawiło, że z nimi nie rozmawialiśmy, czyli... wracamy do tego, co poruszyłam w poprzednim akapicie. Zagadnienie to również zostało przedstawione w historii o Alice i Henry'm.
Z kolei, dodając to już od siebie, mogę napisać, że warto też zwrócić uwagę, spod jakiego znaku zodiaku jest nasza druga połowa. Przyznam, że nie wierzyłam wcześniej w horoskopy. Jeśli już, to wyznawałam 'kult' magii imion. Polega on na tym, że uważa się, iż osobę o danym imieniu określają konkretne cechu charakteru. Mam nawet książkę, która przybliża ten temat.
Jednak w wyniku rozmów z kilkoma osobami i dokonaniu wielu obserwacji, doszłam do wniosku, że coś w tych horoskopach jest. To mi pomogło lepiej zrozumieć samą siebie. Niestety jestem zodiakalnym Strzelcem. Dlaczego niestety? Mój znak narzuca mi cechy, które mnie samą czasami denerwują. Z drugiej strony - co ja za to mogę, że gwiazdy tak mną kierują? ;) Sami poczytajcie -> klik. Nie raz wspominałam Wam, że miałam szczęście, iż przytrafiła mi się jakaś przygoda? Prawda? Uwielbiam przestrzenie - dlatego wolę fotografować autobusy poza miastem, niż w jego centrum. Uwielbiam jazdę na rowerze. Najlepiej poza miastem. ;) To z kolei dowód na to, że kocham wolność. Jeśli jesteście wrażliwi - lepiej nie pytajcie mnie o moje zdanie. Walę prosto z mostu, co sądzę na dany temat. I naprawdę nie wiem, dlaczego sugeruje się, że byłabym dobrym instruktorem samochodowym, bądź podróżnikiem. Hhmm... czy ja lubię odpoczywać aktywnie? Dobrze - to było pytanie retoryczne. ;) Rozbawił mnie też fragment o wyścigach samochodowych, jeździe konnej i strzelaniu. Wszystkiego już z tej listy w życiu spróbowałam. :D Zgadzam się z 95 % opisu, który znajdziecie w podlinkowanej stronie. Podobnie z resztą jak tutaj -> klik.
"Strzelce są zdolne do autoinspiracji i automotywacji". Czy ten fragment muszę w ogóle komentować? :D
Zgodnie z horoskopem najłatwiej dogaduję się z: Baranem, Lwem, Wagą, i Wodnikiem. I wiecie co? To jest święta prawda! Najlepszym tego dowodem są... moi Rodzice. ;) Jednak swoje zdanie w tej sprawie opieram też na obserwacji większej grupy osób spod tych znaków.
Wracając do tematu zwracania uwagi na łączenie się w parę z osobą z 'odpowiedniego' znaku zodiaku, warto kliknąć tutaj -> klik.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie dopasowanie nie gwarantuje udanego związku. Wszak na naszą osobowość składa się tysiące innych rzeczy. Jednak mając choć ogólną wiedzę o cechach zodiakalnych, można łatwiej zrozumieć drugą osobę. Ostatnio spotkałam kilka osób, które wykazują 95% cech swojego znaku zodiaku. Jest mi teraz łatwiej zrozumieć (choć nie oznacza to, że zgadzam się z nim) ich światopogląd, wiedząc jaki znak ich reprezentuje. To jest niesamowite!
To się rozpisałam na zupełnie inny temat... Autoinspiracja, tak? ;) Wracając do tematu spektaklu i łącząc go z podlinkowanymi stronami, podaję ciasteczko chińskie na dzisiaj: "Żadna ziemska rozkosz, ani szczęście w niebie nie jest warte nawet szesnastej części szczęścia, które daje zniweczenie pragnień".
Wyszłam naładowana takimi emocjami, iż czułam, że muszę to jakoś odreagować. Burza myśli, tysiące wspomnień, pytań kłębiących się w głowie. Najpierw podjechałam w miejsce, które jest swoistym połączeniem moich dwóch światów (kolejna cecha Strzelców ;) ). Dotychczas nie przepadałam za tą ulicą. Jest ona wykorzystywana przy okazji rajdów rowerowych (przebiega tędy żółty szlak). Jednak ja prawie zawsze wolałam korzystać z równoległej ul. Stróżyńskiego. Powód? Na tej drugiej jest asfalt. Ciągle gdzieś mi śpieszno, więc skorzystanie z lepszej nawierzchni jest w takich sytuacjach w pełni uzasadnione. Ale... od dłuższego czasu stwierdzam, że chyba się starzeję. Spowalniam. Nie mam ochoty się spieszyć. Bo i po co? Życie jest tylko jedno. Krótkie. Warto się nim nacieszyć. Powoduje to, że coraz częściej wybieram drogi gruntowe. Dzięki temu docieram do malowniczych miejsc, mam czas na refleksję. Jedną z takich dróg stała się dla mnie ul. Deszczowa. Choć w całości znajduje się na terenie Poznania, to jednak dla mnie jest ona łącznikiem między tym miastem a Suchym Lasem. Przyjechałam więc tutaj Czerwonym, aby porozmyślać chwilę o tych moich dwóch światach. Było ciemno. Mój szerokokątny obiektyw nadal jest naprawiany, więc zdjęcie mogłam zrobić jedynie telefonem. Światła, które widać w tle to bloki i latarnie na Piątkowie. Przód Czerwonego został oświetlony przez inny samochód, który właśnie pokonywał skrzyżowanie znajdujące się za mną.
Jednak tych medytacji było mi mało. Do tego czułam, że tak jakoś wewnętrznie roznosi mnie energia. Znałam już to uczucie i wiedziałam, jak mogę sobie z nim poradzić. Wsiadłam więc do Czerwonego, uruchomiłam silnik i pojechałam dalej. Przez Morasko, Naramowice, Zawady i Rataje pognałam do... Kórnika. Dlaczego tam? Między nim a Poznaniem znajduje się droga ekspresowa. Uwielbiam ją pokonywać. Pozwala ona na podróż z większą prędkością. Jednocześnie nie jest tak nudna, jak autostrada. Górki, dolinki, zakręty... Noga szybko zaczyna ciążyć na pedale gazu... Człowiek nawet nie zauważa, kiedy pokonuje te ok. 20 km. Dopiero wjazd do Kórnika otrzeźwia nieco umysł. Wszak w mieście trzeba zwolnić do 50 km/h. Tym bardziej, że na samym wjeździe do miasta znajduje się komenda Policji. ;)
Podjechałam na rynek, aby zrobić zdjęcie z ratuszem w tle. Specjalnie zaparkowałam tak, żeby lampa zamontowana w ziemi oświetliła przód Czerwonego. Po tej małej sesji... po prostu wsiadłam do samochodu i pognałam w drogę powrotną. Gdy tak pędziłam ekspresówką, nagle w lusterku wstecznym zauważyłam jakiś niesamowicie szybko zbliżający się pojazd? UFO? Nie. Może Policja mnie goni? Nie. Jednak obiekt na tyle mnie wystraszył, że profilaktycznie zwolniłam. Chwyciłam kierownicę mocno w ręce i czekałam... Przygotowałam się w ten sposób, bo czułam, że pęd powietrza, który się wytworzy podczas wyprzedzania mnie, może zachwiać mój tor jazdy. I nagle... świssssssssssssssssst. Zatrzęsło Czerwonym. Na szczęście nie zmiotło mnie z mojego pasa. Nawet nie zdążyłam spojrzeć, jakiej marki był tamten samochód. Mogę jedynie podać, że jechał spokojnie z 250 km/h. :-O Chwilę później widziałam, jak mrugając 'długimi' światłami, dał do zrozumienia innym użytkownikom drogi, że "mają spływać". Ja zwolniłam jeszcze bardziej. Nie wystraszyłam się. Po prostu znów pomyślałam, że po co my wszyscy w tym życiu tak pędzimy?
Przyznaję, że nie zagłębiłam się wcześniej w tematykę. Poszłam na tzw. żywioł. Wystarczy fakt, że spektakl był tutaj wystawiany po raz 31. (hihi - odwrotność liczby 13)!
Gdy pojawiłam się w Centrum Kultury, publiczność już zajęła większość miejsc. Nie miałam więc żadnych szans, aby usiąść gdzieś z przodu. Zajęłam więc miejsce z tyłu. Sala zapełniła się po brzegi. Zgasło światło. Spektakl się rozpoczął. Historia przedstawiona na scenie opowiadała o małżeństwie z 25-letnim stażem, w które wkradła się już rutyna, codzienność, szarość. Alice, żona Henry'ego, postanowiła ożywić związek. W tym celu wynajęła pokój w luksusowym hotelu i zaprosiła do niego swojego męża. Tam, ślęcząc nad poradnikiem "Seks dla opornych", oboje próbowali zrozumieć sens tego, po co tam się spotkali. Wiele sytuacji było okraszonych żartem, który miał ukryte drugie dno. Wybuchaliśmy śmiechem. Było zabawnie, momentami aż do łez. Więcej szczegółów nie opiszę, aby nie odbierać przyjemności tym, którzy postanowią wybrać się na to przedstawienie.
Muszę jednak przyznać, że wiele dialogów uderzało w czułe miejsca. Zastanawiałam się, ile osób ze zgromadzonych na sali, weźmie sobie do serca usłyszane słowa.
Skąd przemyślenia u mnie? Pomijając moje różne miłosne historie, ostatnimi czasy sporo słucham opowieści moich znajomych/przyjaciół/rodziny. Gdzie człowiek się nie obejrzy to zdrady/rozwody/rozstania. Co jest tego przyczyną? Trudno to ująć w jedno zdanie. Uważam, że najczęstszym problemem jest... nieumiejętność szczerej rozmowy z drugą połową. Brak rozmowy powoduje nierozwiązywanie problemów na bieżąco. To z kolei doprowadza do nawarstwienia spraw. Nie rozmawia się też o swoich pragnieniach, bądź nie egzekwuje się ich. Gdy człowiek w końcu to pojmuje, jest już za późno. Wszystko się rozpada... Ten problem też został poruszony w spektaklu.
Kolejną kwestią jest pogoń za dobrami materialnymi. Szukamy dobrej pracy, zarabiamy górę pieniędzy i co? I któregoś dnia budzimy się i ze zdziwieniem stwierdzamy, że nie znamy naszych najbliższych. Nie znamy ich potrzeb. Tak bardzo byliśmy skupieni na gromadzeniu majątku, że nie mieliśmy czasu dla najbliższych. To z kolei sprawiło, że z nimi nie rozmawialiśmy, czyli... wracamy do tego, co poruszyłam w poprzednim akapicie. Zagadnienie to również zostało przedstawione w historii o Alice i Henry'm.
Z kolei, dodając to już od siebie, mogę napisać, że warto też zwrócić uwagę, spod jakiego znaku zodiaku jest nasza druga połowa. Przyznam, że nie wierzyłam wcześniej w horoskopy. Jeśli już, to wyznawałam 'kult' magii imion. Polega on na tym, że uważa się, iż osobę o danym imieniu określają konkretne cechu charakteru. Mam nawet książkę, która przybliża ten temat.
Jednak w wyniku rozmów z kilkoma osobami i dokonaniu wielu obserwacji, doszłam do wniosku, że coś w tych horoskopach jest. To mi pomogło lepiej zrozumieć samą siebie. Niestety jestem zodiakalnym Strzelcem. Dlaczego niestety? Mój znak narzuca mi cechy, które mnie samą czasami denerwują. Z drugiej strony - co ja za to mogę, że gwiazdy tak mną kierują? ;) Sami poczytajcie -> klik. Nie raz wspominałam Wam, że miałam szczęście, iż przytrafiła mi się jakaś przygoda? Prawda? Uwielbiam przestrzenie - dlatego wolę fotografować autobusy poza miastem, niż w jego centrum. Uwielbiam jazdę na rowerze. Najlepiej poza miastem. ;) To z kolei dowód na to, że kocham wolność. Jeśli jesteście wrażliwi - lepiej nie pytajcie mnie o moje zdanie. Walę prosto z mostu, co sądzę na dany temat. I naprawdę nie wiem, dlaczego sugeruje się, że byłabym dobrym instruktorem samochodowym, bądź podróżnikiem. Hhmm... czy ja lubię odpoczywać aktywnie? Dobrze - to było pytanie retoryczne. ;) Rozbawił mnie też fragment o wyścigach samochodowych, jeździe konnej i strzelaniu. Wszystkiego już z tej listy w życiu spróbowałam. :D Zgadzam się z 95 % opisu, który znajdziecie w podlinkowanej stronie. Podobnie z resztą jak tutaj -> klik.
"Strzelce są zdolne do autoinspiracji i automotywacji". Czy ten fragment muszę w ogóle komentować? :D
Zgodnie z horoskopem najłatwiej dogaduję się z: Baranem, Lwem, Wagą, i Wodnikiem. I wiecie co? To jest święta prawda! Najlepszym tego dowodem są... moi Rodzice. ;) Jednak swoje zdanie w tej sprawie opieram też na obserwacji większej grupy osób spod tych znaków.
Wracając do tematu zwracania uwagi na łączenie się w parę z osobą z 'odpowiedniego' znaku zodiaku, warto kliknąć tutaj -> klik.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie dopasowanie nie gwarantuje udanego związku. Wszak na naszą osobowość składa się tysiące innych rzeczy. Jednak mając choć ogólną wiedzę o cechach zodiakalnych, można łatwiej zrozumieć drugą osobę. Ostatnio spotkałam kilka osób, które wykazują 95% cech swojego znaku zodiaku. Jest mi teraz łatwiej zrozumieć (choć nie oznacza to, że zgadzam się z nim) ich światopogląd, wiedząc jaki znak ich reprezentuje. To jest niesamowite!
To się rozpisałam na zupełnie inny temat... Autoinspiracja, tak? ;) Wracając do tematu spektaklu i łącząc go z podlinkowanymi stronami, podaję ciasteczko chińskie na dzisiaj: "Żadna ziemska rozkosz, ani szczęście w niebie nie jest warte nawet szesnastej części szczęścia, które daje zniweczenie pragnień".
Wyszłam naładowana takimi emocjami, iż czułam, że muszę to jakoś odreagować. Burza myśli, tysiące wspomnień, pytań kłębiących się w głowie. Najpierw podjechałam w miejsce, które jest swoistym połączeniem moich dwóch światów (kolejna cecha Strzelców ;) ). Dotychczas nie przepadałam za tą ulicą. Jest ona wykorzystywana przy okazji rajdów rowerowych (przebiega tędy żółty szlak). Jednak ja prawie zawsze wolałam korzystać z równoległej ul. Stróżyńskiego. Powód? Na tej drugiej jest asfalt. Ciągle gdzieś mi śpieszno, więc skorzystanie z lepszej nawierzchni jest w takich sytuacjach w pełni uzasadnione. Ale... od dłuższego czasu stwierdzam, że chyba się starzeję. Spowalniam. Nie mam ochoty się spieszyć. Bo i po co? Życie jest tylko jedno. Krótkie. Warto się nim nacieszyć. Powoduje to, że coraz częściej wybieram drogi gruntowe. Dzięki temu docieram do malowniczych miejsc, mam czas na refleksję. Jedną z takich dróg stała się dla mnie ul. Deszczowa. Choć w całości znajduje się na terenie Poznania, to jednak dla mnie jest ona łącznikiem między tym miastem a Suchym Lasem. Przyjechałam więc tutaj Czerwonym, aby porozmyślać chwilę o tych moich dwóch światach. Było ciemno. Mój szerokokątny obiektyw nadal jest naprawiany, więc zdjęcie mogłam zrobić jedynie telefonem. Światła, które widać w tle to bloki i latarnie na Piątkowie. Przód Czerwonego został oświetlony przez inny samochód, który właśnie pokonywał skrzyżowanie znajdujące się za mną.
Poznań, ul. Deszczowa.
Jednak tych medytacji było mi mało. Do tego czułam, że tak jakoś wewnętrznie roznosi mnie energia. Znałam już to uczucie i wiedziałam, jak mogę sobie z nim poradzić. Wsiadłam więc do Czerwonego, uruchomiłam silnik i pojechałam dalej. Przez Morasko, Naramowice, Zawady i Rataje pognałam do... Kórnika. Dlaczego tam? Między nim a Poznaniem znajduje się droga ekspresowa. Uwielbiam ją pokonywać. Pozwala ona na podróż z większą prędkością. Jednocześnie nie jest tak nudna, jak autostrada. Górki, dolinki, zakręty... Noga szybko zaczyna ciążyć na pedale gazu... Człowiek nawet nie zauważa, kiedy pokonuje te ok. 20 km. Dopiero wjazd do Kórnika otrzeźwia nieco umysł. Wszak w mieście trzeba zwolnić do 50 km/h. Tym bardziej, że na samym wjeździe do miasta znajduje się komenda Policji. ;)
Podjechałam na rynek, aby zrobić zdjęcie z ratuszem w tle. Specjalnie zaparkowałam tak, żeby lampa zamontowana w ziemi oświetliła przód Czerwonego. Po tej małej sesji... po prostu wsiadłam do samochodu i pognałam w drogę powrotną. Gdy tak pędziłam ekspresówką, nagle w lusterku wstecznym zauważyłam jakiś niesamowicie szybko zbliżający się pojazd? UFO? Nie. Może Policja mnie goni? Nie. Jednak obiekt na tyle mnie wystraszył, że profilaktycznie zwolniłam. Chwyciłam kierownicę mocno w ręce i czekałam... Przygotowałam się w ten sposób, bo czułam, że pęd powietrza, który się wytworzy podczas wyprzedzania mnie, może zachwiać mój tor jazdy. I nagle... świssssssssssssssssst. Zatrzęsło Czerwonym. Na szczęście nie zmiotło mnie z mojego pasa. Nawet nie zdążyłam spojrzeć, jakiej marki był tamten samochód. Mogę jedynie podać, że jechał spokojnie z 250 km/h. :-O Chwilę później widziałam, jak mrugając 'długimi' światłami, dał do zrozumienia innym użytkownikom drogi, że "mają spływać". Ja zwolniłam jeszcze bardziej. Nie wystraszyłam się. Po prostu znów pomyślałam, że po co my wszyscy w tym życiu tak pędzimy?
Kórnik, rynek.