Po poprzednim locie -> klik obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie polecę samolotem. Żeby nie było - taki lot jest ciekawym przeżyciem, jednak strach mu towarzyszący jest tak ogromy, że nie mam ochoty go sobie dobrowolnie sponsorować. A jednak dałam się namówić na kolejną powietrzną wyprawę...
Stres był podobny. Mimo wszystko tym razem było mi łatwiej, bo wiedziałam już, co mnie czeka. To sprawiło, że trochę mniej przeżywałam tę podróż, a więcej mogłam skupić się, np. na robieniu zdjęć.
Dziwne uczucie mi towarzyszyło, gdy za oknem zobaczyłam dość blisko lecący inny samolot. Sfotografowałam go w momencie, gdy już zmienił swój kurs, ale chwilę wcześniej leciał dokładnie w naszą stronę.
W pewnej chwili zauważyłam na szybach znany z zimowych klimatów widok. Jednak czemu tu się dziwić? Wiecie, ile w tym momencie było stopni C za oknem? -64!!! Brrr...
Najciekawszym momentem było podchodzenie do lądowania. Czułam, że wejście w warstwę chmur może być bardzo ciekawe, więc postanowiłam sfilmować tę chwilę. Zdaję sobie sprawę, że jakość i kadr daleko odbiegają od standardów, np. Discovery Channel, ale i tak postanowiłam Was zabrać w podróż ze mną. Jeśli nie chcecie zbyt szybko zasnąć przy tym filmiku ;) to polecam obejrzeć go w przyspieszeniu x 2. :) Przepraszam też za wstrząsy, ale to jest normalne zdarzenie, gdy leci się przez chmury. Samolot wpada wówczas w lekkie turbulencje, więc trudno o stabilną rękę. ;) Mimo wszystko - życzę miłego oglądania. :)
Jeśli już obejrzeliście filmik, to wiecie, że w przeciągu kilku sekund można przenieś się z oglądania przepięknego zachodu słońca do podziwiania miasta w nocnej aurze. To wszystko za sprawą chmur, które nie przepuszczają ostatnich promieni zachodzącego słońca. Tym oto sposobem Poznań widziałam już w nocnej wersji. Na wybranym przeze mnie kadrze widać Galerię Malta (po prawej stronie) i ul. Jana Pawła II (po lewej stronie).
Z tej podróży wróciłam ze zdjęciem jedynego zabytkowego samochodu, jakiego udało mi się spotkać. W pierwszej chwili myślałam, że to jest jakiś Wartburg typu "trzysta". Dopiero, jak zawróciliśmy i stanęliśmy przy tym wynalazku, okazało się, że jest to Vauxhall -> klik.
Biorąc pod uwagę, że samochody sprzedawane pod tą nazwą były odpowiednikami modeli Opla sprzedawanymi na rynku brytyjskim, mogę uznać, że tak bardzo się nie pomyliłam. Opel, podobnie, jak Wartburg, to marka niemiecka. :) Choć, jak wskazują ostatnie doniesienia -> klik, mogę napisać o tym w czasie przeszłym.
A ja powoli coraz lepiej orientuję się w tematyce lotniczej. Podobnie, jak w przypadku autobusów, tramwajów, trolejbusów, itp., są także miłośnicy samolotów, którzy swoje zdjęcia publikują na stronach o tematyce lotniczej. Dzięki temu można poznać dokładny model samolotu, którym się leciało oraz poznać jego historię. Dodatkowo ta lotnicza przygoda sprawiła, że moją kolekcję modeli autobusowych i samochodowych zaczęłam wzbogacać o coś takiego:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz