Tytuł wpisu dedykuję Marcinowi, który kiedyś nagrał niezwykle poruszający film o pociągu. Od tamtego czasu wyraz "pociąg" nabrał bardziej kontemplacyjnego znaczenia. ;)
No, dobrze, a co Czerwony ma wspólnego z pociągiem? Dowiecie się, jak przeczytacie opis mojej kolejnej wyprawy. Jednak najpierw cofnę się nieco w czasie.
Od wielu lat przyglądałam się temu pojazdowi. Od wielu lat stał w tym samym miejscu. Nigdy nie widziałam go w ruchu, aż... Dokładnie na dzień przed moim egzaminem na prawo jazdy kat. D zobaczyłam go. W ruchu! Po ręką miałam tylko telefon, więc zdjęcie jest mało wybitne, ale jakie to ma w tym momencie znaczenie? Dobrze, że akurat trafiłam na czerwone światło. Normalnie nie dowierzałam. Co więcej - uznałam to za dobry znak. Stwierdziłam, że skoro po tylu latach obserwacji spotkałam tego Ziła w ruchu - to musiał być znak. Uznałam, że to oznacza, iż następnego dnia zdam egzamin. Jak już wiadomo - moja przepowiednia sprawdziła się. :)
28.05.2015 r. Poznań, ul. Garbary.
Nie wspomniałam o tym wątku wcześniej, gdyż chciałam najpierw zrobić wspólne zdjęcie z Czerwonym - w miejscu, w którym na co dzień można spotkać tę ciężarówkę. Zajęło mi to pół roku, ale w końcu mogę napisać: tadaaa!
17.01.2016 r., Poznań, ul. Naramowicka.
Co ciekawe - na kursie na autobus często przejeżdżałam 'moim' czerwonym MANem obok tego pojazdu. Instruktor zawsze mi przypominał o lusterkach, abym, broń Boże, nie zahaczyła. ;) Na egzaminie też tędy pomykałam Autosanem...
Wystarczy tych sentymentów. Wróćmy do mojego Wartburghini. :) Skoro już ruszyłam Czerwonego na wycieczkę, postanowiłam podjechać nim w miejsce, które odkryłam tej zimy.
W 2015 r. była planowana tutaj wycieczka Ikarusem. Punktem kulminacyjnym miał być fotostop tego autobusu na tle estakady kolejowej. Niestety, impreza nie wypaliła. Na szczęście mam swój zabytkowy pojazd i nie muszę się na nikogo oglądać. :P
Najpierw objechałam ten teren na rowerze. Jak już odkryłam, jak dojechać tutaj samochodem - przyjechałam Czerwonym. Autko ustawiłam w odpowiedni sposób i zaczęłam sesję. Było mroźnie. Na szczęście nie padało. Dookoła cisza. Można było kontemplować i upajać się spokojem.
Aż tu nagle... Coś zaczęło szumieć. Od razu pomyślałam, że to może jakiś pociąg się zbliża, bo dźwięk był co najmniej nietypowy. Nie chciałam jednak uwierzyć w swoje szczęście. To przecież niemożliwe, żeby akurat teraz pociąg stukotał po torach. Do tego wiatr się wzmógł i zaczął sypać śnieg. Nie za dużo tego wszystkiego na raz? :D
Dźwięk się nasilał. Po jego rozchodzeniu się w przestrzeni oceniłam, że to na pewno pociąg i uznałam, że jedzie w moim kierunku. Spojrzałam na górę - ha, ha, ha. Jedzie! Nie ukrywam, że zgodnie z zasadami fotografii komunikacyjnej, sknociłam to zdjęcie. Nie robiłam zdjęć seryjnych (ach, te przyzwyczajenia z fotografii analogowej), a na tym kadrze, który Wam prezentuję - lokomotywa 'wjechała' w słup. Na swoją obronę mam tylko to, że wiatr 'zmroził' mi palce i moja reakcja w temacie wciśnięcia spustu migawki była opóźniona. Nie zmienia to faktu, że miałam niesamowitego fuksa. Z tej estakady korzystają jedynie pociągi towarowe. Składy osobowe pojawiają się tutaj przy okazji jakiś imprez komunikacyjnych, czyli raz na ruski rok. Bez znajomości rozkładu jazdy pociągów towarowych, nie ma co liczyć na zdjęcie z pociągiem. Naprawdę miałam szczęście. :)
Ogarnąwszy temat estakady, zapakowałam się do samochodu i pomknęłam dalej. Kolejnym celem był... Trabant. Wypatrzyłam go jakiś czas temu. Stoi on w Suchym Lesie. Biedaczek wrósł się nieco w teren. :(
Odkryłam go też przez przypadek. Niedawno w tym rejonie był wytyczony objazd dla autobusów. Przy okazji poznałam kilka uliczek, o których istnieniu wcześniej nie wiedziałam. Krążąc po nich i 'rozkminiając' kolejne połączenia drogowe, moją uwagę odwrócił właśnie ten Trabant. Wcześniej nie miałam czasu, aby zatrzymać się koło niego. Skoro więc teraz znalazłam chwilkę na zrobienie sesji Czerwonemu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz