Zacznę od wyjaśnienia tytułu dzisiejszego wpisu. Otóż hasło: "zmień wóz na bus" promowało swego czasu komunikację w Poznaniu. Graficznie prezentowało się ono tak -> klik. Akcja miała na celu zachęcić kierowców samochodów, aby pozostawili swoje auta w garażach i podróżowali po mieście z wykorzystaniem autobusów/tramwajów.
Jak użytkownik samochodu osobowego, postanowiłam dosłownie dostosować się do tego hasła i jednocześnie spełnić swoje największe marzenie. Było nim zrobienie prawa jazdy kategorii D, czyli na autobus. Tak więc z Czerwonego przesiadłam się do autobusu. :)
Swoją przygodę z tym tematem zaczęłam oczywiście od zapisania się na kurs. Po zaliczeniu części teoretycznej, mogłam w końcu wsiąść za kółko autobusu. Ale nie byle jakiego!
W tym miejscu muszę wtrącić krótką historię. W czasie studiów, gdy podążałam z jednych zajęć na drugie, często poruszałam się w pobliżu ulic, na których spotykałam czasami autobus na nauce jazdy. Miałam jednak zawsze sporego pecha, gdy próbowałam go sfotografować. A to samochód wjechał w kadr, a to autobus był za daleko lub skręcił nie w tę drogę, która by mi pasowała, itd. Jednak któregoś razu udało mi się go w miarę dobrze uwiecznić:
Był to rok 2008. Już w tedy w głowie kiełkowała mi myśl, aby kiedyś samej spróbować swoich sił za kółkiem takiego pojazdu. Przyznam jednak, że pomijając fakt, iż nie było mnie wtedy stać na kurs, ani nie czułam się jeszcze psychicznie gotowa do takiego wyzwania, odwlekałam to w czasie. Poza tym - jakoś 'poczułam miętę' do tego Ośrodka Szkolenia Kierowców, ale... nie podobał mi się pojazd, który oferowali do nauki. :D
Minęło kilka lat. W tym czasie oszczędzając zarobione złotówki oraz hartując swój charakter - doszłam do wniosku, że "nadejszła wiekopomna chwila", aby wreszcie to zrobić. Dodatkowo do działania zmotywował mnie fakt, iż w tym roku moje prawo jazy kategorii B obchodzi swoje 13-lecie (o moim powiązaniu z liczbą 13 napisałam już tutaj -> klik.). Poza tym to miał być prezent od samej siebie z okazji 30-tych urodzin. :)
No i traf chciał, że w zeszłym roku 'mój' OSK zmienił autobus. Jak zobaczyłam, co kupili, to oniemiałam... Uznałam to za znak, przeznaczenie, cokolwiek. Wiedziałam, jedno - muszę to zrobić!
Co prawda przed ostatecznym podjęciem decyzji wypytałam tu i ówdzie o inne ośrodki szkolenia kierowców. Sprawdziłam też ich zdawalność na stronie UM Poznań -> klik. Nie miałam wtedy już żadnych wątpliwości. Moja intuicja od lat dobrze mi podpowiadała i postanowiłam jej posłuchać. :)
Co prawda przed ostatecznym podjęciem decyzji wypytałam tu i ówdzie o inne ośrodki szkolenia kierowców. Sprawdziłam też ich zdawalność na stronie UM Poznań -> klik. Nie miałam wtedy już żadnych wątpliwości. Moja intuicja od lat dobrze mi podpowiadała i postanowiłam jej posłuchać. :)
Wracając do autobusu. Tym nowym pojazdem okazał się biało-czerwony MAN. No właśnie - nie przypomina Wam to czegoś? Oczywiście, że tak. Wszak tak wygląda początkowy opis autobusu mojego ukochanego przewoźnika! :D
Pierwszy raz za kółko tego MANa wsiadłam w dniu 07 marca 2015 r. Zanim jednak rozpoczęłam zajęcia, odbyłam małą sesję zdjęciową z Czerwonym. Oto jej efekty:
Gdy wsiadłam do autobusu, musiałam poczekać, aż się on napompuje. W tym czasie popełniłam jeszcze takie zdjęcie:
Za szybą widać Czerwonego, którego zaparkowałam z obowiązującymi na tym parkingu standardami. ;) Wtedy jeszcze nie widziałam, że jazda na wstecznym za jakiś czas nabierze głębszego sensu, ale o tym napiszę przy innej okazji. :)
Po krótkim 'wywiadzie środowiskowym' instruktor uznał, że jednak to on zawiezie mnie na plac manewrowy, choć widziałam, że mocno korciło go, abym sama tego spróbowała. Gdy dotarliśmy na plac i zostały mi objaśnione różne zasady - rozpoczęłam ćwiczenia od jazdy po łuku. Nie pamiętam, czy wtedy uczyłam się jakiegoś jeszcze manewru, choć co mi świta, że próbowałam też swoich sił przy parkowaniu skośnym. Nadszedł w końcu moment, aby opuścić plac. Instruktor postanowił wywieźć nas stąd osobiście, bo na trasie było utrudnienie, które faktycznie dla kogoś początkującego mogłoby być zbyt problematyczne. Gdy jednak znaleźliśmy się już na normalnej ulicy, padło pytanie: "chce Pani spróbować?". Odpowiedziałam, że: "nie mnie to oceniać, ale jeżeli Pan uważa, że dam radę, to czemu nie...". Mówiąc to moje nogi momentalnie zrobiły mi się gumowe, a ręce trzęsły, jakby były z galarety. Stres zrobił swoje. ;) No, ale decyzja była błyskawiczna. Zamieniliśmy się miejscami! Szok! A dodam, że byliśmy w okolicy ulicy Golęcińskiej i chwilę później musiałam nią pomknąć poprzez słynne ostre zakręty. Ten, kto zna ten odcinek, wie, że to jest naprawdę trudne do pokonania miejsce - zwłaszcza pojazdem o większych gabarytach. A jednak dałam radę! Byłam dumna z siebie. No i od tego momentu nie było już zajęć, na których instruktor mnie woził. ;)
Jak wróciłam z zajęć - ponownie zaliczyłam sesję foto z Czerwonym, aby pokazać, że autobus przeżył pierwsze spotkanie ze mną. ;)
Cdn. :)
No i bardzo fajny wpis. Zdałaś za pierwszym? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Odpowiedź na pytanie znajdziesz w kolejnych wpisach. :)
OdpowiedzUsuń