Mam dzisiaj refleksyjny wieczór. Do nowego wpisu zabierałam się od kilku dni, ale jak tylko znajdowałam chwilę, aby usiąść przed komputerem, okazywało się, że była to tak późna pora, że zdołałam przeglądnąć wiadomości, sprawdzić pogodę i kładłam się spać. Ale dzisiaj...
Dzisiaj muszę napisać kilka słów. Nie poruszę na razie tematu, dlaczego zamilkłam na tyle miesięcy. Opisanie tego wymaga poświęcenia odpowiednio dużo czasu.
W każdym bądź razie...
Ja i Puzzel żyjemy. Ba! Od 19 kwietnia wróciliśmy na polskie drogi. Wcześniej auto stało pół roku, gdyż... skończyło się sprzęgło. Miało prawo. Co prawda ponoć człowiek sypie się po trzydziestce (tak mi Koleżanka w pracy powiedziała, jak u mnie pojawiła się "3" z przodu), a sprzęgło zaledwie przekroczyło osiemnastkę, ale... dodatkowo zaszkodziła Jemu pewna historia sprzed lat, którą też kiedyś opiszę (warte osobnego wpisu). Skończyło się tym, że w zeszłym roku sprzęgło zaczęło się ślizgać i dalsza jazda była już niemożliwa. Zapadła decyzja o odstawieniu auta. Kupienie sprzęgła do 28-letniego samochodu to nie wyjście po bułki do sklepu. Trochę więc trwało, zanim udało się coś sensownego trafić. Grunt, że dobry duszek wyszukał NÓWKĘ SZTUKĘ i ze swym pomocnikiem wymienili mi sprzęgło w Puzzlu. Panowie - serdeczne podziękowania! :)
Tym sposobem nasz duet znów jest w komplecie. Tęskniłam za Nim. Za naszymi przygodami. Taka pustka zapanowała, gdy Puzzla zabrakło u mojego boku... Co prawda nigdy Go nie kochałam. Moje serce na zawsze pozostało przy Białym, no ale Jego już nie ma... Jednak teraz wiem, że rola Puzzla była inna. Nie miał być miłością mojego życia. Niemniej - trwamy razem i dziękuję Jemu za kolejne wspólne chwile.😃
Szukając dzisiaj pewnych informacji zupełnie przypadkowo (taaa, jasne) trafiłam na kilka wiadomości. Najpierw przedstawię te smutne. Pan Bogdan miał wypadek, Jego mama zmarła. Pamiętacie, jak opisałam ich historię? Nie?! No, to dla przypomnienia ➜ klik. Ponoć podczas kolizji nie ucierpiał ten "najbrzydszy" (Pan Bogdan posiada klika Wartburgów), ale i tak szkoda każdego kolejnego Wartburga, który wyląduje na złomie ➜ klik.
W tamtym wpisie wspomniałam także o najstarszym (wówczas) kierowcy w Polsce. Jak się okazuje, zeszły rok też był dla Niego niełaskawy. Właściciel pięknego 353 zmarł. Miał 102 lata. Artykułów o Jego śmierci jest kilka, ale podam odnośnik do jednego ➜ klik. Uczyniłam tak, gdyż spodobały mi się zacytowane Jego słowa: "Dopóki będę żył, będę jeździł. Wiek nie ma tu żadnego znaczenia. Najważniejsze są kluczyki, prawo jazdy
i głowa na karku". Ciekawe, jaki los podzielił Jego piękny 353 ➜ 1, 2, 3. Nie ukrywam, że taki egzemplarz jest moim niespełnionym marzeniem. Mój rocznik z pięknym, czarnym grillem. Chętnie bym go odkupiła!
Ponieważ na powyższe informacje trafiłam akurat dzisiaj, w ważnym dla mnie dniu, uznaję to za swoiste zamknięcie kolejnego rozdziału w moim życiu.
Żeby jednak wpis nie powiewał pesymizmem, na koniec zostawiłam pozytywne informacje. Szperając dzisiaj dalej w sieci trafiłam na taką stronę ➜ klik. Cieszy mnie, że rośnie kolejne pokolenie miłośników Wartburgów. Martę, którą znam od lat, pozdrawiam i cieszę się, że coraz bardziej wkręca się w ten DDRowski świat. :)
Z kolei ja chciałabym dalej rozwijać się w temacie "Warczyburgów". Nabrać doświadczenia za kółkiem 353 z biegami w kierownicy. Planuję także nauczyć się jeździć na skuterze/motocyklu, aby "skosztować" jazdy na Simsonie. Może nawet jakiegoś kupić... Zobaczymy... 😎
A dzisiaj, w ramach sentymentów, podjechałam odwiedzić pewne motoryzacyjne towarzystwo. Nie uważacie, że Puzzel pasuje do nich kolorystycznie? 😂
Dla przypomnienia i porównania ➜ klik.
Dobranoc. Uciekam, bo jutro czeka nas daleka trasa... Oczywiście jej opis zagości na blogu. 😁
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz